Atrakcyjności tej gry nikt oczywiście nie podważał. W Seulu nawet dziennikarska akredytacja nie dawała prawa obejrzenia finałów, trzeba było się specjalnie postarać, złożyć zamówienie i czekać. Udało się, widziałem triumf Niemki Steffi Graf (jako wciąż jedyna wywalczyła wówczas „Złotego Szlema", tj. wygrała też w roku 1988 wszystkie turnieje wielkoszlemowe) i Słowaka Miloslava Mecira (również przeszedł do historii, bo gdy inni czołowi tenisiści wiedli światowe życie, on pytał organizatorów turniejów, gdzie w pobliżu można pójść na ryby).

Gwiazdorzy - bywalcy najlepszych hoteli, od dawna podkreślali jaką przyjemnością jest dla nich pobyt w dość plebejskiej wiosce olimpijskiej, ale trudno było uwierzyć w ich szczerość. Jeszcze niedawno, gdy Andy Murray zdobył w Londynie (2012) złoto igrzysk na trawie, jeden z angielskich brukowców napisał: „Andy, wygrałeś nie ten Wimbledon, co trzeba", odnosząc się do o kilka tygodni wcześniejszej porażki Szkota z Rogerem Federerem w finale prawdziwego Wimbledonu.

My też mamy dość traumatyczne przeżycia z tego czasu, gdy Agnieszka Radwańska zlekceważyła swą olimpijską porażkę w Londynie, sugerując że w tenisie chwałę zdobywa się gdzie indziej. To nie było tylko tłumaczenie się z przegranej, to była też bezrefleksyjna szczerość wynikająca ze znajomości tenisowej codzienności i jej praw.

Dziś taka postawa to przeszłość, tenis i igrzyska spotykają się naprawdę. Roger Federer i Novak Djoković mówią o Rio jako priorytecie na przyszły rok, Marcin Matkowski twierdzi, że olimpijski medal jest dla niego ważniejszy niż Wielki Szlem. W deblu powstają narodowe pary, Nenad Zimonjić jest już umówiony z Djokoviciem na wspólne występy od wiosny, Matkowski przez cały rok będzie grał z Łukaszem Kubotem.

Co sprawiło, że tenisiści, chyba wreszcie bez hipokryzji, uwierzyli w magię igrzysk? Przede wszystkim to, że ta magia się zmieniła, na czym innym dziś polega, a jak twierdzą miłośnicy ksiąg francuskiego barona, już o ogóle jej nie ma. Obecne igrzyska to święto zawodowego sportu, różniące się od innych tylko globalnym telewizyjnym zasięgiem i bardziej stężonym patriotycznym sosem. Tenisiści to dostrzegli i też chcą rywalizować na tym rynku, nawet Maria Szarapowa. Z góry przepraszam wszystkich, którym ten pogląd wyda się zbyt cyniczny, ale tenis, z całym swoim prestiżem i blichtrem, mógł wrócić tylko na igrzyska wciąż olimpijskie, ale już zupełnie inaczej.