Terlikowski: Szybciej niż rozwód

Gdy mentalność rozwodowa opanowuje miliony katolików, to trzeba wspierać pary walczące o nierozerwalność ich związku, a nie ułatwiać procedury orzekające nieważność małżeństwa – pisze publicysta.

Aktualizacja: 11.09.2015 15:27 Publikacja: 10.09.2015 19:43

Papież Franciszek

Papież Franciszek

Foto: AFP

Dwa nowe dokumenty, które właśnie opublikowała Stolica Apostolska, dotyczą zmian procedur orzekania nieważności małżeństwa w kodeksach prawa kanonicznego i kodeksie kanonów Kościołów wschodnich. I choć ani „Mitis Iudex Dominus Iesus", ani „Mitis et misericors Iesus" nie wprowadzają rozwiązań rewolucyjnych, to jednocześnie można odnieść wrażenie, że nie tylko są zmianą na gorsze, ale też odpowiedzią raczej na ducha czasu niż na powiew Ducha Świętego.

Oba dokumenty, choć w teorii nie naruszają świętej zasady nierozerwalności małżeństwa, to jednocześnie w praktyce osłabiają jej obowiązywanie. A w dodatku wcale nie odnoszą się do realnych problemów małżeńskich, których skutkiem jest wzrastająca liczba rozwodów wśród katolików i związana z nimi coraz większa liczba próśb o zbadanie ważności zawartego w Kościele małżeństwa.

Doktryna się nie zmienia

Zacznijmy od rzeczy oczywistych. Dokument nie zawiera, bo i zawierać nie może, zmiany doktryny. Małżeństwo sakramentalne jest nierozerwalne i nawet papież nie ma władzy, by je – jeśli zostało ważnie zawarte i skonsumowane – rozwiązać. Ta doktryna, co wielokrotnie podkreślał prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Gerhard Ludwig Müller, jest niezmienna i należy ją traktować jako dogmat. Jej potwierdzenie można znaleźć także w dokumentach właśnie opublikowanych przez Stolicę Apostolską, które wbrew zapewnieniom zachodnich (bo polskie zachowały w tej sprawie zaskakująco zdrowy rozsądek) mediów nie są reformą wprowadzającą „katolickie rozwody". O tym nie ma i nie może być mowy. Papież zajął się jedynie, co warto przypomnieć, na prośbę ojców synodalnych prawem dotyczącym orzekania nieważności małżeństwa.

Różnica jest zasadnicza. W przypadku rozwodu cywilnego sąd zajmuje się ustaleniem, czy rzeczywiście doszło do rozpadu pożycia małżeńskiego. Ale w procesie kanonicznym dotyczącym orzeczenia nieważności pytanie to w ogóle nie ma znaczenia, bowiem liczy się tylko to, czy małżonkowie zawarli ważne małżeństwo, czyli ujmując rzecz jeszcze prościej, czy zawierając sakramentalny związek mieli wolę, by je zawrzeć, świadomość, co robią, czy byli wolni i czy wypowiadali swoje zobowiązania świadomie. Jeśli tak i jeśli małżeństwo zostało skonsumowane, to jest ważne, i nawet jeśli rozpadło się po roku czy dwóch latach, a małżonkowie nie są ze sobą od pół wieku, to i tak małżeństwo przez nich zawarte jest ważne, i żaden sąd kościelny nie może go uznać za nieważne.

I właśnie ustaleniem stanu sprzed małżeństwa i z jego zawierania zajmują się sądy kościelne, których jedynym celem jest ustalenie, czy warunki ważnego małżeństwa zostały spełnione czy też nie. Jeśli nie, małżeństwo może zostać uznane za nieważnie zawarte, a to oznacza, że w istocie nigdy do niego nie doszło.

W tej sprawie nic się nie zmienia. Uproszczeniu ulegają jedynie procedury orzekania i planowany czas ich realizacji. Od jakiegoś czasu wnioskowali o to zarówno biskupi, jak i sami zainteresowani. I w sumie nie ma w tym nic zaskakującego, bowiem zdarzało się, że procedura orzekania nieważności trwała wiele lat, co niewątpliwie należało zmienić. Pytanie tylko, czy zakres zmian nie jest jednak przesadzony i czy w ramach upraszczania procedur i okazywania miłosierdzia Stolica Apostolska nie zaszła za daleko?

Odpowiedź nie jest, niestety, już tak oczywista. W praktyce bowiem stworzenie szybkiej (wprawdzie dla wyjątkowych sytuacji, ale decyzja w tych sprawach pozostawiona jest tylko biskupom) ścieżki orzekania nieważności oznacza, że orzeczenie nieważności będzie można uzyskać szybciej (i taniej, bowiem papież apeluje, by w miarę możliwości procedury te dokonywały się bez opłat) niż cywilny rozwód. Oczywiście sytuacje, w których ma to być możliwe, są ściśle ograniczone, ale pamiętajmy, iż ostatecznie decyzje podejmować mają biskupi, a ci – jak pokazuje przykład niemieckich hierarchów – stosunek do doktryny o nierozerwalności małżeństwa miewają niekiedy dość liberalny. Łatwo może się więc okazać, że biskup powołany do obrony prawdy skupi się bardziej na „ułatwianiu wiernym życia".

Poluzowanie reguł

Niebezpieczne w praktyce sądowej i duszpasterskiej może być także zniesienie wymogu drugiej instancji (jak dotąd decyzję musiały potwierdzić dwie instancje sądów kościelnych, a jeśli decyzje były sprzeczne, jeszcze Stolica Apostolska). Zmiana ta oznacza zwiększenie ryzyka decyzji błędnych, bowiem dwuinstancyjność była spowodowana właśnie ogromnym szacunkiem dla węzła małżeńskiego i obawą, że gdzieś w procedurze można popełnić błąd, albo – czego też w instytucjach obsadzanych przez ludzi nie da się wykluczyć – że na jakimś poziomie sądu pracują ludzie, którzy nie respektują praw Kościoła. Dwie instancje miały sprawić, że takich sytuacji będzie mniej i że decyzje jednych ludzi będą kontrolować inni. Umożliwienie, by już po jednym wyroku zawierać nowe (według Kościoła pierwsze) małżeństwo, oznacza w istocie poluzowanie reguł i daje sygnał, że mniej poważnie traktuje się węzeł małżeński.

Ułatwienia dotyczące orzeczeń sprawią też, że więcej ich będzie stwierdzanych, co raczej nie przyczyni się do umocnienia małżeństwa, lecz jedynie wzmocni w katolikach przekonanie, że – choć pod inną nazwą – dla nich także dostępny jest – za darmo, czyli lepiej niż w sądach świeckich – rozwód, i to w przyspieszonej procedurze.

Kolejnym argumentem przeciwko takim rozwiązaniom jest zaś to, że decyzja ta oznacza, iż tak małżeństwo, jak i orzekanie jego nieważności ma być prostsze, a to sprawia wrażenie, że Kościół wycofuje się z własnych zasad, umacnia wśród katolików mentalności rozwodową, w praktyce osłabia więc nierozerwalność małżeństwa. Zły to sygnał przed październikowym synodem, bo może pokazywać, w jakim kierunku on pójdzie: zmiany w praktyce bez zmian w teorii. Tyle że teoria bez praktyki zawsze musi się wysypać.

Myślenie ewangeliczne

I wreszcie sprawa ostatnia. Wiele wskazuje na to, że wprowadzone obecnie zmiany nie są odpowiedzią na powiew Ducha Świętego, którym miał być synod na temat małżeństwa i rodziny, ale raczej ducha czasów, który wieje ze świata. To świat bowiem przekonuje, że ułatwienia, liberalizacja są kluczowym elementem reformy. Ewangeliczne myślenie jest odmienne. Liberalizacja jeszcze nigdy nie okazywała się drogą do leczenia chorób Kościoła.

Gdy mentalność rozwodowa opanowuje miliony katolików, to lekarstwem na to zjawisko jest formacja i wspieranie walczących o wierność i nierozerwalność, a nie ułatwianie procedur orzekających nieważność małżeństwa. W myśleniu ewangelicznym liczy się, o czym też trzeba przypominać, nie tyle tempo, ile prawda, prawdziwym miłosierdziem nie jest zaś błyskawiczne stwierdzenie, jak jest, ale dokładne przebadanie sytuacji i sprawdzenie, jak było naprawdę.

Reforma Franciszka, choć obudowana ważnymi i potrzebnymi sformułowaniami dotyczącymi miłosierdzia, kładzie nacisk bardziej na wymiar czasowy i wygody, niż na to, by chronić istniejący węzeł małżeński. W przekazie medialnym brakuje także jasnego przypomnienia, że – wbrew powszechnemu przekonaniu – nawet nieważnie zawarte małżeństwo może być uważnione (poprzez decyzję pary o trwaniu w związku), co oznacza, że orzeczenie nieważności nie jest jedyną drogą.

Warto też zadać sobie pytanie, czy nieustanne poszerzanie ilości sytuacji, w których możliwe jest orzeczenie nieważności, czy nieustanne przypominanie, że niedojrzałość też może być taką przyczyną, nie osłabia nie tylko małżeństwa, ale także kapłaństwa.

Jeśli bowiem – a papież Franciszek używał już takich sformułowań – połowa młodych ludzi nie jest wystarczająco dojrzała, by zawrzeć sakramentalny związek małżeński, to można w uprawniony sposób zadać pytanie, czy podobnie nie jest ze święceniami kapłańskimi, i czy połowa młodych księży nie przyjęła ich w sposób niedojrzały i to do tego stopnia, że można je uznać za nieważne. Takich pytań jednak z jakiegoś powodu się nie zadaje, a biskupi skupiają się raczej na formacji i umacnianiu młodych kapłanów, a nie na budowaniu procedur, które umożliwią im szybsze wyjście z kapłaństwa.

I wydaje mi się, że podobnie powinno być w przypadku małżeństw. Zarówno małżeństwo, jak i kapłaństwo są bowiem sakramentami, i nie widać powodu, by to pierwsze traktować zasadniczo inaczej niż to drugie.

Autor jest filozofem, publicystą, redaktorem naczelnym TV Republika

Dwa nowe dokumenty, które właśnie opublikowała Stolica Apostolska, dotyczą zmian procedur orzekania nieważności małżeństwa w kodeksach prawa kanonicznego i kodeksie kanonów Kościołów wschodnich. I choć ani „Mitis Iudex Dominus Iesus", ani „Mitis et misericors Iesus" nie wprowadzają rozwiązań rewolucyjnych, to jednocześnie można odnieść wrażenie, że nie tylko są zmianą na gorsze, ale też odpowiedzią raczej na ducha czasu niż na powiew Ducha Świętego.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Duopol kontra społeczeństwo
analizy
PiS, przyjaźniąc się z przyjacielem Putina, może przegrać wybory europejskie
analizy
Aleksander Łukaszenko i jego oblężona twierdza. Dyktator izoluje i zastrasza
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Po 20 latach w UE musimy nauczyć się budować koalicje
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Krótka ławka Lewicy
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?