Michał Szułdrzyński: Czy Tusk i Kaczyński zmienią wybory do PE w referendum o przyszłości Unii?

Zarówno Donald Tusk, jak i Jarosław Kaczyński przekonują nas, że 9 czerwca weźmiemy udział niejako w podwójnym referendum. Po pierwsze o przyszłości Unii Europejskiej, a po drugie o przyszłości Polski. Paradoksalnie obaj mają rację.

Publikacja: 28.04.2024 20:30

Platforma Obywatelska przejęła wojenną retorykę, jaką przez półtora roku dzierżyło na sztandarach Pi

Platforma Obywatelska przejęła wojenną retorykę, jaką przez półtora roku dzierżyło na sztandarach PiS.

Foto: PAP/Paweł Supernak

W kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego zaobserwować można ciekawą zamianę miejsc. Platforma Obywatelska przejęła wojenną retorykę, jaką przez półtora roku dzierżyło na sztandarach PiS, i to wokół niej stara się zmobilizować swoich wyborców.

Czym chce mobilizować swoich wyborców Prawo i Sprawiedliwość

Z kolei Prawo i Sprawiedliwość wzywa do głosowania w imię obrony suwerenności. Grubą krechą rysuje podział w Unii Europejskiej, gdzie Bruksela pod rękę z Platformą są zagrożeniem dla polskiej podmiotowości. Dlatego też Jarosław Kaczyński wskazał wygodnych wrogów: Zielony Ład, napływ towarów z Ukrainy oraz centralizację Unii. To dość poręczne narzędzia do mobilizowania własnych wyborców.

Czytaj więcej

Sondaż: Kto wygra wybory do PE? Polacy wskazują wyraźnego faworyta

Ale zarazem ryzykowne i to dwójnasób. Po pierwsze wybory 15 października pokazały szklany sufit nad PiS, które uprawiało jedynie negatywną kampanię. Po drugie zaś ryzykowne jest sprzymierzanie się z alt-rightową, skrajnie prawicową międzynarodówką, która podobnie jak PiS jest przeciwna dalszej integracji europejskiej. Kładzie się na niej cieniem nie tylko gospodarz ostatniego spotkania, czyli Viktor Orbán znany ze swych prokremlowskimi ciągot, ale i dość częsta wśród europejskich, a nawet amerykańskich partnerów PiS spod sztandaru MAGA, wyrozumiałość wobec Władimira Putina.

Pomimo tych ryzyk PiS próbuje zbudować dość przekonującą narrację o obronie suwerenności i polskiej państwowości. Tym samym przekonać wyborców, po co w czerwcu mają pójść zagłosować.

Czytaj więcej

„Karczemna kłótnia” w PiS po decyzji o listach. Okupacja drzwi do gabinetu Jarosława Kaczyńskiego

Partia Donalda Tuska ściga się zarówno z Niemcami, jak i z PiS

Dlatego też partia Donalda Tuska musiała swą opowieść zbudować inaczej i przedstawić ją na kilku poziomach. Na poziomie europejskim – podobnie jak PiS – pokazać, że to w istocie będzie referendum na temat przyszłości Unii. Zadecyduje się w nim, czy utrzyma się przy władzy prointegracyjna większość partii mainstreamowych, na czele z Europejską Partią Ludową (EPL), w której Platforma ma szanse stać się najpoważniejszym graczem, przeganiając niemiecką chadecję. Jeden z polityków PO stwierdził nawet, że celem partii Donalda Tuska jest wygrana w Polsce z PiS-em, a na poziomie europejskim z Niemcami.

Choć na pierwszy rzut oka może irracjonalnie brzmieć stwierdzenie, że Platforma chce wygrać z Niemcami, to każdy, kto rozumie politykę europejską, szybko pojmie, o co chodzi. Jeśliby delegacja polskich europosłów była w EPL liczniejsza od niemieckiej, to ona rozdawałaby karty, obsadzałaby stanowiska szefów ważnych komisji itp. Przy osobistej popularności Tuska w Europie oraz względnej słabości innych liderów europejskich – jak socjaldemokratyczny kanclerz Olaf Scholz czy powoli żegnający się z urzędem prezydenta Emmanuel Macron – polski premier mógłby ugrać niezłą pulę w rozpoczynających się tuż po wyborach negocjacjach o obsadzie najważniejszych unijnych stanowisk.

Donald Tusk potrzebuje zwycięstwa nad PiS, by pokazać, że ma silny i dodatkowo odnowiony mandat do rządzenia. Że pół roku po wyborach 15 października wizja przyszłości Polski i Unii Europejskiej, którą reprezentuje, cieszy się największym poparciem Polaków.

Z punktu widzenia polityki krajowej Tusk również potrzebuje zwycięstwa, by jasno pokazać, że ma silny i dodatkowo jeszcze odnowiony mandat do rządzenia krajem. Przegonienie PiS choćby o włos pokazałoby, że to podwójne referendum, dotyczyło nie tylko przyszłości Unii, ale i przyszłości Polski. I że to wizja reprezentowana przez najsilniejszego gracza w koalicji 15 października wciąż cieszy się największym poparciem Polaków.

Właśnie z myślą o tym Donald Tusk konstruował listy wyborcze, licząc się nawet z krytyką, że do Brukseli wybiera się aż trzech urzędujących ministrów i dwóch szefów komisji śledczej, zupełnie jakby sprzątanie po PiS było już skończone (albo było tylko poręcznym hasłem mobilizowania antypisowskich wyborców). Wystawienie się na taką krytykę jest nieznacznym ryzykiem w obliczu triumfu, jaki będzie mogła święcić KO w przypadku wygranej. I silnego mandatu, jaki dałoby zwycięstwo nad PiS-em.

W kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego zaobserwować można ciekawą zamianę miejsc. Platforma Obywatelska przejęła wojenną retorykę, jaką przez półtora roku dzierżyło na sztandarach PiS, i to wokół niej stara się zmobilizować swoich wyborców.

Czym chce mobilizować swoich wyborców Prawo i Sprawiedliwość

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Michał Płociński: Zaraz się okaże, że ruscy agenci, którzy podpalili Marywilską, to politycy PiS
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Czas totalnej kohabitacji, czyli dlaczego nie ma chemii między Tuskiem a Dudą
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Nieoczekiwana zmiana miejsc. Tusk buduje mur na granicy, Kaczyński chce być w UE
Komentarze
Michał Szułdrzyński: „Płatni zdrajcy, pachołkowie Rosji”. Dlaczego Tusk tak mocno zaatakował PiS
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Parada nie zwycięstwa, ale hipokryzji i absurdu