Tak uznał Sąd Rejonowy w Białymstoku, który rozpatrywał sprawę Beaty H. oskarżonej przez byłego konkubenta o popełnienie na jego szkodę występku z art. 267 § 1 kodeksu karnego. Chodzi o kradzież informacji. Zgodnie z tym przepisem , kto bez uprawnienia uzyskuje dostęp do informacji dla niego nieprzeznaczonej, otwierając zamknięte pismo, podłączając się do sieci telekomunikacyjnej lub przełamując albo omijając elektroniczne, magnetyczne, informatyczne lub inne szczególne jej zabezpieczenie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Klucz do konta
Beata H. i Wojciech B. (dane zmienione) przez kilka lat mieszkali razem bez ślubu, mieli córkę. Po rozstaniu Beata H. wraz z dzieckiem wyprowadziła się do innego miasta i rozpoczęła starania o pozbawienie byłego konkubenta władzy rodzicielskiej.
Kobieta znała adres mailowy byłego konkubenta, gdyż w czasie, gdy mieszkali razem, nie ukrywał go przed nią. Co więcej, tuż po rozstaniu Wojciech B. podał byłej partnerce hasło do swego konta na Facebooku, bo jak twierdził , chciał jej coś udowodnić. Tak twierdziła Beata H. Jak się okazało, potem hasła nie zmienił.
Pewnego dnia Beata H. zalogowała się na tym koncie i zajrzała do prywatnej zakładki , która nie jest ogólnodostępna. Uznała, że zamieszczone tam rozmowy Wojciecha B. z jego znajomymi (głównie kobietami) , stawiają byłego konkubenta w złym świetle jako ojca. Wydrukowała je i przedstawiła sądowi, który miał ustalić kontakty Wojciecha B. z córką.
W sądzie rodzinnym nie dopięła swego. Natomiast Wojciech B. oskarżył ją o popełnienie na jego szkodę przestępstwa z art. 267 § 1 kodeksu karnego. Beata H. przyznała się zresztą do popełnienia zarzucanego czynu, ale jak twierdziła, robiła to dla dobra dziecka.