Tomasz Redwan: Polski sport wymaga rewolucji

Potrzebujemy międzyresortowej współpracy i zmiany w myśleniu o rozwoju sportu, choć niektórzy już wiedzą, że jeden stadion więcej to jeden szpital mniej – mówi „Rz” teoretyk i wieloletni praktyk marketingu sportowego Tomasz Redwan.

Publikacja: 21.12.2023 03:00

Tomasz Redwan

Tomasz Redwan

Foto: archiwum prywatne

Co pan sądzi o stanie polskiego sportu pod koniec 2023 roku?

Problem polega na tym, że niewiele mogę sądzić, bo nie mamy danych. Uważam, że nasz sport gwałtownie potrzebuje diagnozy, określenia wskaźników rozwojowych oraz badań, jak te wskaźniki się zmieniają. Wtedy będziemy wiedzieć, co się dzieje oraz mówić, jak i co poprawiać. Dziś polegamy wyłącznie na zewnętrznych przejawach różnych zjawisk, np. mówimy, że dzieci nie potrafią robić przewrotów. Nikt jednak nie zbadał, czy chcą je robić, czy ruch się dzieciom podoba, czy wolą grać na komputerach.

Czytaj więcej

Kibice grają dla piłkarzy

To bolączka sportu powszechnego, a co z tym profesjonalnym?

Jest dokładnie tak samo. Mówimy sobie, że poziom sportu się obniżył i podajemy przykłady piłkarzy albo skoczków, ale przecież przez osiem minionych lat nie było żadnego strategicznego podejścia do jego rozwoju. Była akcyjność, wszystko się działo przy okazji.

Minister Kamil Bortniczuk chciał budować hale sportowe...

Tak, mówił o tych halach, że będzie ich 1000, a do tego przeznaczymy 200 mln złotych na promocję Polski poprzez sport. To są ciekawe rzeczy, ale nic z nich nie wynikało, ponieważ nie było programu. Na stronach ministerstwa jest oczywiście taki dział, który nazywa się „Strategia rozwoju sportu polskiego”, ale ostatni tekst napisano tam w 2017 roku.

To od czego pracę powinien zacząć jego następca, Sławomir Nitras?

Nie może opierać się na strategii, która została napisana siedem lat temu. Żeby ją stworzyć, najpierw potrzebuje wnikliwej diagnozy, bo nie zna odpowiedzi na wiele pytań, a nawet na takie, co dziś właściwie rozumiemy poprzez sport. Czy to tylko ten wyczynowy? A może również dzieci, młodzieży i seniorów? Czy sport funkcjonuje w jednostkach mundurowych, czy to także integracja społeczna poprzez współzawodnictwo miejskie, gminne lub osiedlowe?

Czytaj więcej

Kim jest Sławomir Nitras, nowy minister sportu i turystyki

Uważa pan, że w ministerstwie właśnie o tym myślą?

Obawiam się, że nie. Zdziwiły mnie słowa ministra Nitrasa, cytowane przez Polską Agencję Prasową, które brzmiały: „Nie będzie żadnej rewolucji. Żadnej, absolutnie”. A ja oczekuję, żeby ta rewolucja była, bo przez ostatnich osiem lat sport został zaniedbany w sposób katastrofalny.

Od czego miałaby się zacząć ta rewolucja?

Najpierw na zrozumieniu prostego faktu, że uprawianie jakiekolwiek aktywności fizycznej jest szalenie ważne dla zdrowia. W związku z tym oczekuję od kilku ministrów nowego rządu, nie tylko od ministra sportu, że powiedzą: „Wspólnie zrealizujemy program, który wykorzysta wszystkie elementy związane z ruchem i aktywnością fizyczną, jak również będzie się składał ze spraw, które są we władaniu ministerstw zdrowia, edukacji, nauki i polityki senioralnej. Połączymy siły, połączymy pieniądze z budżetów – niech to będą środki międzyresortowe – i tak stworzymy wspólny program prozdrowotny”. Wbrew temu, co mówi minister Nitras, do tego potrzebna jest rewolucja w myśleniu o rozwoju sportu, choć są przecież miejsca w świecie, gdzie już wiedzą, że jeden stadion więcej, to jeden szpital mniej.

Związki sportowe w Polsce są nauczone bezradności. Po prostu czekają, aż spłyną do nich pieniądze. Mówią jedynie: „Daj”. Jak nie z budżetu, to z innego źródła

Tomasz Redwan

Skąd brać pieniądze na taki program? Tylko z budżetu?

Nazwa KPO to w pełnym rozwinięciu Krajowy Program Odbudowy i Zwiększania Odporności. Jeśli jego celem jest zwiększanie odporności społeczeństwa rozumiane także w sensie covidowym, to oczywistą odpowiedzią jest ruch, aktywność sportowa. Zatem bardzo bym się ucieszył, gdyby te pieniądze dotarły również do Ministerstwa Sportu. Pojawiła się też nowa siła w tej układance: spółki Skarbu Państwa. Orlen jest przecież sponsorem Roberta Kubicy, reprezentacji w piłce nożnej, ręcznej, koszykówce, siatkówce, finansuje nawet mistrzostwa Polski w snookerze. Mówi się o kwocie 1,2 mld złotych wpompowanych przez spółki Skarbu Państwa w sport w 2023 roku. Tyle że o efektach wiemy niewiele.

Co jest największą wadą obecnego systemu finansowania sportu polskiego?

To, że związki sportowe są nauczone bezradności. Po prostu czekają, aż spłyną do nich pieniądze. Mówią jedynie: „Daj”. Jak nie z budżetu, to z innego źródła. Zrobiłem kiedyś analizę SWOT dla polskich związków sportowych. W każdym z działów znalazło się hasło: „Pieniądze z Ministerstwa Sportu”. Jaka jest mocna strona związku? Dostajemy pieniądze z resortu. Jaka jest słaba strona? Dostajemy za mało pieniędzy. Jakie są szanse rozwojowe? Będziemy dostawać więcej. Jakie są zagrożenia? Będziemy dostawać mniej. Powiedziałem im, że robią sobie żarty. A oni na to: „A skąd mamy brać?”. Nikt nie myśli w kategoriach: „Napisałeś program, dostaniesz na to pieniądze”.

Powiedzmy, że po diagnozie mamy już interdyscyplinarny międzyresortowy program rozwoju polskiego sportu. Kto miałby go wdrożyć?

Nie mamy kadr, trzeba je wykształcić. Istnieje Akademia Zarządzania Sportem, kończy się właśnie szósta edycja jej działania, ale nic z tego bardziej konkretnego nie wynika. Podczas każdego z wykładów słyszę, że pewnych rzeczy z zakresu marketingu sportowego zrobić się nie da. Dlaczego? Bo prezesi, bo zarządy nie chcą. Pytam prezesów, czemu nie chcą. „Nie mamy kim działać i nie widzimy perspektywy działania, nie wiemy po co mamy zatrudniać fachowców, po co te seminaria z zakresu kreowania wizerunku, współpracy z mediami i sponsorami”. Jedynie w gdańskiej AWF jest kierunek zarządzanie w sporcie. Niezależnie od tego, co rozumiemy pod pojęciem menedżera sportu, polskiemu sportowi są potrzebni młodzi, wykształceni, dynamiczni i aktywni ludzie. Potrzebne są kursy podyplomowe, studia magisterskie i doktoranckie. To kształcenie powinno dotyczyć wiedzy ekonomicznej, marketingowej, komunikacyjnej, ale również dyplomatycznej, by polscy działacze pojawili się w organizacjach międzynarodowych. Tu także trzeba kierować pieniądze na rozwój polskiego sportu.

Czytaj więcej

Jesień w Ekstraklasie. Atrakcyjna i coraz słabsza liga

Czego jeszcze panu brakuje w działaniach ministerstwa?

Chciałbym, żeby społeczeństwo miało dostęp do informacji, aby urzędnicy mówili, jak jest i dlaczego podejmują konkretne decyzje. Żeby podniesiony został poziom komunikacji. Żebyśmy wiedzieli, ile mamy klubów i sportowców na każdym poziomie, jakie widać zmiany. Żebyśmy czuli, że ministerstwo jest z życiem sportowym Polaków na bieżąco i dba o sportowców. Chciałbym też wiedzieć, jaki jest klucz rozdawnictwa publicznych pieniędzy, kto tym zarządza? Premier jest człowiekiem aktywnym, interesuje się sportem i – jak się ostatnio dowiedzieliśmy – wciąż aktywnie uprawia różne dyscypliny. To też szansa na wsparcie. Wreszcie, skoro mówi się nam, że sport jest ważny, niech ministerstwo to pokaże. Niech włączy się w uprawianie polityki społecznej, zorganizuje debatę na temat stanu sportu polskiego w Sejmie. Niech sejmowa Komisja Sportu, Kultury Fizycznej i Turystyki działa bardziej aktywnie i dynamicznie. Oczywiście, to są procesy polityczne. Nie jest to aż tak proste, jakby się wydawało, ale rozpocznijmy proces.

Wszystko, o czym pan mówi, wymaga też czasu. Myśli pan, że efekty zmiany myślenia o rozwoju sportu przyjdą szybko?

Sądzę, że dla sportu wyczynowego obecny cykl olimpijski – ten do Paryża – jest już stracony. Zadaniem ministra Nitrasa jest stworzenie programu do Los Angeles, do 2028 roku. W kwestii sportu masowego wynik nie jest najważniejszy, znacznie istotniejsza jest promocja zachowań prozdrowotnych, aktywności i ruchu. Prace można rozpocząć bardzo szybko – choćby zapraszając do współpracy już działające organizacje promujące ruch, a także fundacje i stowarzyszenia, które świetnie wiedzą, jak oraz co robić, mają potencjał i ochotę, tylko nie mają jednej rzeczy – pieniędzy. Jeśli minister Nitras zechciałby zaś być reformatorem, bez nazywania się rewolucjonistą, niech od dziś finansuje dobrze napisane programy prozdrowotne.

Wymyśliłby pan tak od razu hasło dla takiego programu?

Nie ma bardziej nośnego hasła niż „Zdrowy Polak”. W mediach społecznościowych takie też dobrze zabrzmi.

Co pan sądzi o stanie polskiego sportu pod koniec 2023 roku?

Problem polega na tym, że niewiele mogę sądzić, bo nie mamy danych. Uważam, że nasz sport gwałtownie potrzebuje diagnozy, określenia wskaźników rozwojowych oraz badań, jak te wskaźniki się zmieniają. Wtedy będziemy wiedzieć, co się dzieje oraz mówić, jak i co poprawiać. Dziś polegamy wyłącznie na zewnętrznych przejawach różnych zjawisk, np. mówimy, że dzieci nie potrafią robić przewrotów. Nikt jednak nie zbadał, czy chcą je robić, czy ruch się dzieciom podoba, czy wolą grać na komputerach.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Giro d’Italia. Tadej Pogacar marzy o dublecie Giro-Tour
Sport
WADA walczy o zachowanie reputacji. Witold Bańka mówi o fałszywych oskarżeniach
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków