Był on zawsze traktowany inaczej niż inni akcjonariusze, co wynika z mieszania sfer działania rządu: właścicielskiej (dominium) i władczej (imperium). Jakkolwiek ta się dyskusja skończy, wątpię, by udało się w pełni rozwiązać ten problem.

Druga kwestia jest poważniejsza: to implementacja dyrektywy Transparency przewidującej bardzo surowe kary administracyjne za naruszenie m.in. obowiązków informacyjnych. Ta nowelizacja widziana jest przez wielu w świetle praktyki orzeczniczej KNF: nakładania surowych kar na spółki i członków zarządów. Perspektywa kar nawet 10 mln euro (spółki) i 2 mln euro (osoby fizyczne) musi przerażać. Nawet gdyby w praktyce nie były nakładane, mogą spowodować odwrót od rynku kapitałowego. W efekcie może to prowadzić do zamierania rynków, gdzie dominują emitenci mali i średni, oraz przechodzenia tzw. blue chipów na większe rynki, takie jak Frankfurt czy Londyn. Takie zagrożenie musi być brane pod uwagę przez ustawodawcę polskiego. Unia, dążąc do stworzenia jednakowych warunków prawnych dla rynków kapitałowych państw członkowskich, w rzeczywistości poprawia szanse tych lepiej rozwiniętych i silniejszych. Patrząc na treść dyrektywy, ewidentnie wiąże ona kary za naruszenie obowiązków informacyjnych z korzyściami, jakie odniósł sprawca i stratami poniesionymi przez osoby trzecie. Dotyczą one więc działań zamierzonych, mających na celu bezpodstawne korzyści majątkowe lub wyrządzenie szkody inwestorom. Tymczasem polskie przepisy traktują naruszenia obowiązków informacyjnych w sposób formalny: wystarczy, że jakiejś wiadomości nie upubliczniono lub ujawniono ją przed upublicznieniem, i nie ma znaczenia, czy ktokolwiek odniósł korzyść majątkową.

Marek Wierzbowski, Profesor UW, wiceprzewodniczący Rady Giełdy