Gdy myślałem o tytule – to skojarzenie przyszło błyskawicznie. Oby jednak sektor ten tak nie skończył. Byłoby to złe i dla samych górników i dla gospodarki.

Dlaczego o górnictwie przed samymi wyborami? Z dwóch powodów. Po pierwsze, chyba każdy z polityków obiecuje, że coś z górnictwem zrobi. Innych obietnic jest bardzo wiele, ale z pozostałych – pewnie nawet wszystkich można się wycofać. Z tej nie. Bez względu na to, kto stworzy rząd z sektorem tym będzie musiał coś zrobić. Tu stoimy pod ścianą. Jeśli nie będzie mądrej restrukturyzacji, kopalnie upadną i skończy się na kupowaniu węgla za granicą.

Dugi powód – znacznie ważniejszy. Szperając w sieci zupełnie przypadkowo trafiłem na blog człowieka „ze środka". Młody górnik – zresztą tak samo nazywa się jego strona, pisze o swoich przemyśleniach dotyczących sytuacji w kopalniach. Dziesięć minut lektury wystarczyło mi by przekonać się w twierdzeniu, że wszyscy po kolei, politycy, związkowcy, specjaliści powinni poczytać i dowiedzieć się, jakie przemyślenia ma facet o sercu z węgla pracujący „na dole". Ekspertem górniczym nie jestem, ale do mnie te przemyślenia trafiają. Powinny również trafić do innych górników – szczególnie tych związkowo zaangażowanych. Mam nadzieję tylko, że przez mój tekst autor bloga nie stanie się nagle ich pierwszym wrogiem.

Napiszę tylko o tym, co mnie najbardziej zaskoczyło. Przywileje. Tak wiem, wszyscy wiedzą ze są. Ja też wiedziałem. Wiedziałem nawet, że są mówiąc delikatnie, poważnie rozbudowane. Ale nie wiedziałem, że istnieją takie, których nazw nawet nie znam. Flapsy... teraz już wiem, że górnicy tak właśnie nazywają bony żywieniowe. Kiedyś miały rację bytu. W ciężkich czasach, słusznie minionych, gdzie o żywność było trudno, nie dziwiło, że górnik po ciężkiej pracy musiał porządnie zjeść. Ale dlaczego dziś, już nie jedzenie, ale bony na zakupy, dostają pracownicy administracyjni? Nie jestem w stanie pojąć. Barbórka – rozumiem. Czternasta pensja – nie rozumiem. Już trzynastą ciężko mi jest pojąć. W prywatnych firmach nigdzie nie ma czegoś takiego... żaden prywatny przedsiębiorca nie da premii każdemu tylko po to żeby dać... Choć każdy pracownik chętnie by przyjął. Ołówkowe, czy kredkowe – jak zwał tak zwał. Tu mam dylemat. Jako rodzic wiem ile kosztuje wysłanie dziecka do szkoły czy do przedszkola. Każda pomoc jest, więc mile widziana.

Gdybym ja był właścicielem kopalni, nieba przychyliłbym pracującym na dole. Jeśli byłoby mnie stać zostawiłbym im wszystkie przywileje. Ale dlaczego takie same prawa mają mieć ci siedzący za biurkami? Jeśli chcą cieszyć się tym samym – proszę bardzo, w windę i do szybu. Swoją drogą zastanawiam się czy sami górnicy nie czują się przez to dyskryminowani? A może kopalnie należałoby oddać samym górnikom? Tak za symboliczną złotówkę. Podejrzewam, że błyskawicznie zracjonalizowaliby koszty w zakładzie. Mam nadzieję, że to samo zrobią nowi właściciele kopalni. Wszak firmy energetyczne przynoszą niemałe zyski. Wiem, że nie można tego porównywać. Ale spodziewam się, że ich zarządy wiedzą jak efektywnie prowadzić biznes.