Żydzi, agenci i Art B

Książka Dariusza Wilczaka daje grunt pod fantastyczne teorie. A co, jeśli spółka Art B została stworzona przez służby specjalne po to, by sfinansować przerzut Żydów z upadającego ZSRR do Izraela?

Aktualizacja: 28.06.2015 06:27 Publikacja: 26.06.2015 01:33

Bogusław Bagsik

Bogusław Bagsik

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Alija – tak Żydzi określają powrót do ojczyzny przodków, do najważniejszego z punku widzenia swej religii i tradycji miejsca. Do Erec Israel, Ziemi Izraela. Historia żydowskiego państwa znaczona jest przez kolejne alije. Ta ostatnia rozpoczęła się pod koniec lat 80., a Warszawa była jej istotnym punktem. „Pierwszy samolot przyleciał 14 czerwca 1990 roku, gdzieś koło pierwszej, drugiej po południu. Na pokładzie boeinga 747 było dwóch pilotów, cztery stewardesy, trzech stewardów, jeden lekarz, trzy pielęgniarki i pięciu izraelskich żołnierzy z jednostki Ayeret Matkal [elitarna formacja komandosów – red.]. Do samolotu weszło ponad 300 osób" – pisze w swej książce Dariusz Wilczak.

W ten sposób rozpoczęła się operacja „Most". To przedsięwzięcie bez precedensu w historii. Do połowy 1992 r. mostem powietrznym z Warszawy do Tel Awiwu przerzuconych zostało prawie 100 tysięcy Żydów z ZSRR, a po rozpadzie Sojuza – z wyłonionych na jego gruzach państw i państewek. Nigdy wcześniej ani nigdy później tak wielu Żydów w tak krótkim czasie nie wróciło do ziemi obiecanej. I o tym jest książka Wilczaka.

„Właściwie niewiele się zmienił od wyjazdu z Polski latem 1991 r. Ta sama szczupła sylwetka, długie włosy, niewiele siwych, te same bystre oczy. Ma 56 lat, a wygląda może na czterdzieści parę. Język polski, mimo upływu lat, bez akcentu" – tak Wilczak opisuje swe pierwsze spotkanie w Izraelu z Andrzejem Gąsiorowskim, współtwórcą spółki Art B. Na początku lat 90. była to największa prywatna firma, rodzaj konglomeratu spółek zajmujących się handlem wszystkim, co dawało zysk – od herbaty po ciągniki.

Szybko jednak Art B stało się synonimem największej afery gospodarczej początków transformacji. Śledztwo w sprawie działalności spółki trwało niemal ćwierć wieku. Przez ten czas prokuratura ścigała jej twórców – laryngologa Gąsiorowskiego oraz organistę Bogusława Bagsika.

Chodziło o tzw. oscylator, czyli wielokrotne oprocentowanie tych samych pieniędzy w różnych bankach. Wymiana informacji bankowych była powolna, bo nie było rozwiniętych systemów elektronicznych. Prokuratura wyliczyła, że Gąsiorowski z Bagsikiem wyłudzili za pomocą oscylatora ponad 4,2 bln ówczesnych złotych (420 mln dzisiejszych złotych). Nie zdołała ich jednak zatrzymać. Latem 1991 r. uciekli do Izraela. Bagsik został zatrzymany latem 1994 r. na lotnisku w Zurychu. W 2000 r. za oscylator i inne przewiny dostał dziewięć lat więzienia. Wyszedł w 2004 r., ale w kolejnych latach znów trafiał za kraty za przekręty gospodarcze.

Gąsiorowski na wszelki wypadek unikał opuszczania Izraela. – Nie było żadnego przepisu przesądzającego, że oscylator jest niezgodny z polskim prawodawstwem. Jako biznesmen nie mogłem więc mieć poczucia, że świadomie łamię przepisy, bo ich nie było. A procedury i zalecenia wewnątrzbankowe nie obowiązywały mnie jako klienta banku – tłumaczył rok temu w „Rzeczpospolitej".

Początkowo prokuratura zarzucała twórcom Art B „zagarnięcie mienia znacznej wartości na szkodę polskiego systemu bankowego". Sądząc Bagsika, sąd uznał jednak, że twórcy Art B doprowadzili do zwykłego oszustwa. W konsekwencji także prokuratura zmieniła swój zarzut – z zagarnięcia mienia właśnie na oszustwo. I wówczas spostrzegła, że taki czyn się przedawnił w 2011 r. Dlatego na początku lutego 2014 r. wydała postanowienie o umorzeniu śledztwa w sprawie oscylatora. Jednocześnie cofnięto list gończy za Gąsiorowskim. Kilkanaście dni temu mógł swobodnie uczestniczyć w warszawskiej promocji książki Wilczaka, spotykając się po raz pierwszy od niemal ćwierćwiecza z niektórymi dawnymi znajomymi, w tym z Jerzym Dziewulskim, który na przełomie PRL i III RP kierował grupą antyterrorystyczną na lotnisku Okęcie.

Dziewulski jest w historii alii Żydów z ZSRR przez Polskę postacią szczególną. To on odpowiadał za bezpieczeństwo operacji ze strony polskich służb antyterrorystycznych. I w książce Wilczaka i w rozmowie z dziennikarzem „Rz" przyznaje, że został do tej operacji wybrany przez izraelskie służby specjalne i był przez nie szkolony w Izraelu. – Żydzi kompletnie zmienili moje spojrzenie na antyterroryzm – mówi. – Po prostu zrozumiałem, że nie ma czegoś takiego jak antyterroryzm. Wyszkolili mnie na terrorystę, bo według ich filozofii tylko człowiek przygotowany do działań terrorystycznych może zrozumieć sposób działania prawdziwych terrorystów i ich zwalczać.

Od lat spiskowe teorie łączyły aferę Art B z ludźmi służb specjalnych. Ale książka Wilczaka – który sam wyznawcą spisków nie jest – po raz pierwszy dostarcza jasnych dowodów na związki Gąsiorowskiego i Bagsika ze specświatkiem, zarówno polskim, jak i izraelskim.

Kiedy trwały przygotowania do „Mostu", w Art B zatrudniony został gen. Edwin Rozłubirski, polski Żyd, uczestnik Powstania Warszawskiego, a potem twórca pierwszych jednostek specjalnych w PRL. – Traktowaliśmy go jako przedstawiciela polskiego MON. Cała operacja była prowadzona pod parasolem polskiego rządu – przekonywał Gąsiorowski podczas promocji książki. Jednocześnie w firmie Polikom Gąsiorowskiego i Bagsika zaczął pracować Yossi Genosar, legendarny oficer wojskowego kontrwywiadu Szin Bet, urodzony w Wilnie. „Niby pozostawali niewidoczni, ale gdy należało rozwiązać jakiś problem, to nagle się pojawiali" – wspomina w książce Gąsiorowski.

Jednocześnie i Gąsiorowski, i Bagsik nie potrafią jasno wytłumaczyć, dlaczego jako biznesmeni, których główną motywacją działania winien być zysk, zaangażowali się finansowo w tajną operację, która stanowiła grę polityczno-dyplomatyczną z dużym wsparciem służb specjalnych. Perspektyw na finansowe profity nie było w niej żadnych.

W tej sytuacji, całkowicie naturalnej, jest pytanie, które Wilczak zadaje Gąsiorowskiemu podczas ich izraelskich rozmów: „Art B powstała po to, żeby w niedalekiej przyszłości mogła dojść do skutku alija?". Na pierwszy rzut oka współtwórca Art B nie jest zbyt rozmowny. „To dobra teza. Związana według mnie z przeznaczeniem" – mówi. Ale jednocześnie przyznaje, że gdy pierwszy raz pojechali z Bagsikiem do Izraela w 1990 r., w ich otoczeniu zaczęli się pojawiać „jacyś pułkownicy, generałowie, z Szin Bet, z Mosadu, nie-Mosadu". Jak się wkrótce okazało, wszyscy byli zaangażowani w operację „Most".

Książka Wilczaka dowodzi, że nic, co związane z Art B, służbami specjalnymi i „Mostem", przypadkiem nie było. Bagsik przyznaje: „Mieliśmy jako Art B koncesję na handel bronią. Koncesję z numerem 1 na polskim rynku. Dzięki temu mogliśmy realizować zakupy dla polskich jednostek, które były zaangażowane w operację. Zupełnie »przypadkiem« na rosyjskim rynku pewna firma, która, jak my, miała koncesję z numerem 1, też wyposażyła w sprzęt rosyjskie służby zaangażowane aliję".

W ZSRR w momencie jego upadku mieszkało ok. 1,3–1,5 mln Żydów, z których niemal milion wyjechał potem do Izraela (nie tylko przez Polskę). Wilczak skrupulatnie odtwarza chronologię zabiegów izraelskich polityków i dyplomatów, a także służb specjalnych i wpływowej diaspory żydowskiej na całym świecie, poprzedzających operację „Most". Kluczowa była oczywiście zgoda przywódców ZSRR, którzy przez dziesięciolecia odmawiali radzieckim obywatelom pochodzenia żydowskiego wyjazdu do Izraela. Pomaga pieriestrojka, choć tak naprawdę negocjacje prowadzono już kilka lat wcześniej. Polska wkracza do gry pod koniec 1985 r., gdy generał Wojciech Jaruzelski jedzie do Paryża na niespodziewane rozmowy z prezydentem Francji Francois Mitterrandem.

W książce znalazła się sugestia, że dzięki zgodzie Jaruzelskiego na przerzut Żydów przez Warszawę, doszło do redukcji naszego zagranicznego długu. Podobnie twierdzi Gąsiorowski, który opowiada o kontaktach Jaruzelskiego ze światem międzynarodowej finansjery.

To argument efektowny, tyle że trudny do zweryfikowania. Być może polski wkład w organizację operacji „Most" rzeczywiście przyczynił się do redukcji długów, ale bez wątpienia nie był argumentem przełomowym. W momencie przeprowadzenia operacji Polska już była niepodległym krajem i redukcja długów z czasów komunizmu leżała także w interesie Zachodu. Znaczenie miała także pomoc polskiego wywiadu udzielona Amerykanom podczas pierwszej wojny w Iraku.

Wiadomo za to na pewno, ile na „Moście" skorzystali Bagsik z Gąsiorowskim. „Zostało nam to wynagrodzone miękkim lądowaniem w Izraelu i nietykalnością – przyznaje w książce Gąsiorowski. – Polskie służby próbowały wymóc na izraelskich, żeby nas sprowadzić. Zawsze z tamtej strony padała odpowiedź »nie«". Według niego Bagsik wpadł dlatego, że uciekł spod parasola żydowskich specsłużb do Europy.

Kilka dni temu twórcy Art B zorganizowali w Warszawie efektowną konferencję w ćwierćwiecze pierwszego lotu „Mostu" z Polski do Izraela. Na liście uczestników i gości pojawiły się nazwiska emerytowanych oficerów służb specjalnych z obu krajów. Tyle tylko że w większości to trzeci garnitur agentów, którzy w tej ogromnej i efektownej operacji nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Ci, którzy zorganizowali nowożytny żydowski exodus za pieniądze Art B, wciąż pozostają w cieniu.

Alija – tak Żydzi określają powrót do ojczyzny przodków, do najważniejszego z punku widzenia swej religii i tradycji miejsca. Do Erec Israel, Ziemi Izraela. Historia żydowskiego państwa znaczona jest przez kolejne alije. Ta ostatnia rozpoczęła się pod koniec lat 80., a Warszawa była jej istotnym punktem. „Pierwszy samolot przyleciał 14 czerwca 1990 roku, gdzieś koło pierwszej, drugiej po południu. Na pokładzie boeinga 747 było dwóch pilotów, cztery stewardesy, trzech stewardów, jeden lekarz, trzy pielęgniarki i pięciu izraelskich żołnierzy z jednostki Ayeret Matkal [elitarna formacja komandosów – red.]. Do samolotu weszło ponad 300 osób" – pisze w swej książce Dariusz Wilczak.

W ten sposób rozpoczęła się operacja „Most". To przedsięwzięcie bez precedensu w historii. Do połowy 1992 r. mostem powietrznym z Warszawy do Tel Awiwu przerzuconych zostało prawie 100 tysięcy Żydów z ZSRR, a po rozpadzie Sojuza – z wyłonionych na jego gruzach państw i państewek. Nigdy wcześniej ani nigdy później tak wielu Żydów w tak krótkim czasie nie wróciło do ziemi obiecanej. I o tym jest książka Wilczaka.

„Właściwie niewiele się zmienił od wyjazdu z Polski latem 1991 r. Ta sama szczupła sylwetka, długie włosy, niewiele siwych, te same bystre oczy. Ma 56 lat, a wygląda może na czterdzieści parę. Język polski, mimo upływu lat, bez akcentu" – tak Wilczak opisuje swe pierwsze spotkanie w Izraelu z Andrzejem Gąsiorowskim, współtwórcą spółki Art B. Na początku lat 90. była to największa prywatna firma, rodzaj konglomeratu spółek zajmujących się handlem wszystkim, co dawało zysk – od herbaty po ciągniki.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Żadnych czułych gestów