Do pierwszego w historii szczytu UE–Turcja doszło w niedzielę po południu w Brukseli. Takie specjalne uznanie dla Turcji połączone z innymi konkretnymi obietnicami ma ją skłonić do lepszej ochrony jej granicy z UE.
– Naszym głównym celem jest zatamowanie napływu uchodźców do Europy – powiedział przed spotkaniem Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej. Na szczyt przyjechał premier Turcji Ahmet Davutoglu. Według wielu unijnych przywódców łatwiej stanąć z nim do rodzinnego zdjęcia niż z prezydentem Recepem Erdoganem, uważanym za głównego winowajcę przypadków łamania praw człowieka w Turcji.
– Z Davutoglu można też rozmawiać o konkretach, bo to szef rządu – zauważył dyplomata jednego z państw. I takie konkrety przygotowano w projekcie wspólnego oświadczenia.
Turcja ma przede wszystkim zająć się migracją nieuregulowaną, czyli osobami, które przez Turcję próbują się dostać do UE, nie uciekając przed prześladowaniami, ale w poszukiwaniu lepszego życia. Chodzi w praktyce o wszystkie osoby, które nie pochodzą z trzech krajów uznanych obecnie przez UE za najbardziej niebezpieczne, czyli Syrii, Iraku i Erytrei.
Przez Turcję wędrują np. uciekinierzy z Afganistanu, Pakistanu czy Bangladeszu. Turcja miałaby ich nie wpuszczać na swoje terytorium. A jak już by wpuściła i pozwoliła na ich przeniknięcie do Europy, to musiałaby ich przyjmować z powrotem w ramach porozumienia o readmisji. To miałoby przynieść skutki natychmiastowe.
Odrębnym problemem jest ograniczenie napływu tych, którzy potrzebują międzynarodowej ochrony, czyli przede wszystkim Syryjczyków. W tej chwili na terenie Turcji przebywa ich 2,2 mln, a na ich utrzymanie Ankara wydała 8 mld euro. UE obiecała wsparcie finansowe, na początek 3 mld euro. Pieniądze miałyby pójść na utrzymanie obozów dla uchodźców (w których przebywa tylko mała część Syryjczyków), a także na poprawienie ich warunków życia, w domyśle, żeby byli mniej zdesperowani i nie próbowali przedostawać się do Europy.
Ankara miałaby im zapewnić lepszy dostęp do edukacji, a także otworzyć zamknięty w tej chwili przed nimi rynek pracy. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że Turcja obiecuje otwarcie niektórych sektorów gospodarki. Nie może dopuścić Syryjczyków wszędzie, bo boi się reakcji społecznej w kraju, w którym bezrobocie wynosi ok. 10 proc.