Wiadomość pojawia się na kilka dni przed zaprzysiężeniem Andrzeja Dudy, który uczynił ze stałego stacjonowania natowskich żołnierzy swój główny cel w polityce zagranicznej. Minister ds. zagranicznych nowego prezydenta Krzysztof Szczerski powiedział wręcz „Rz", że od zniesienia blokady w tej sprawie zależy utrzymanie strategicznego partnerstwa z Niemcami.
Jednak w wywiadzie dla naszej gazety David Lidington, minister ds. europejskich Wielkiej Brytanii, przyznał: – Doskonale rozumiem obawy Polski i krajów bałtyckich. Ale rzeczywistość jest taka, że będzie bardzo trudno dojść do porozumienia w ramach NATO w sprawie stałego stacjonowania wojsk. Niemcy i Francja zajęły w tej sprawie jasne publiczne stanowisko. A decyzje w NATO wymagają jednomyślnego poparcia. Zdaniem Lidingtona Polska powinna skupić się na maksymalnym wykorzystaniu tego, co jest realne: utrzymaniu tak długo, jak to możliwe, rotacyjnej obecności wojsk sojuszu na terenie naszego kraju.
Stanowisko Lidingtona jest tym bardziej znaczące, że Wielka Brytania to jeden z krajów NATO, które dotąd najmocniej sprzeciwiały się agresywnej polityce Kremla.
Jednak już dwa tygodnie temu zastępca biura europejskiego Departamentu Stanu USA John A. Heffern powiedział „Rz", że na szczycie paktu w lipcu przyszłego roku w Warszawie nie będzie decyzji o budowie stałych baz w Polsce.
– Angela Merkel widzi się w roli pośrednika między Rosją a Zachodem. W jej odczuciu zgoda na budowę baz by to zniweczyła. Już na szczycie NATO w Walii w ubiegłym roku Niemcy zaangażowały się w siły szybkiego reagowania paktu (tzw. szpicę) w zamian za gwarancje, że nie będzie stałych baz – mówi „Rz" Olaf Boehnke, ekspert berlińskiego oddziału European Council on Foreign Relations. – Ale także USA nie chcą baz. Z perspektywy Waszyngtonu konflikt we wschodniej Ukrainie został zamrożony, a budowa baz doprowadziłaby do jego odnowienia. Być może Amerykanie mają dane wywiadowcze o tym, że Rosjanie nie chcą wznawiać ofensywy przeciw Ukraińcom.