Rozwiązania sporu o to, kto będzie reprezentował Polskę na czwartkowym szczycie na Malcie jak na razie nie widać. Obie strony sporu – kancelaria prezydenta i kancelaria premiera ani myślą ustąpić i próbują ugrać na tej gorszącej sprawie jak najwięcej dla siebie.

Sęk w tym, że obie strony mają tu sporo za uszami. Platforma krytykuje prezydenta Andrzeja Dudę i PiS, że na Malcie krzesło polskie puste będzie tylko z ich winy a temat szczytu – uchodźcy – jest ważny dla polskiej racji stanu. Tyle, że – jak ujawniła w piątek Anna Słojewska – w poniedziałek odbywa się w Brukseli Rada Ministrów Spraw Wewnętrznych poświęcona właśnie emigracji, na której nie będzie polskiego ministra. Obradom będzie się przysłuchiwał polski ambasador, który nie ma jednak prawa głosu. Biorąc pod uwagę praktykę wykuwania na szczytach sektorowych przed posiedzeniami Rady Europejskiej rozwiązań, które następnie zostaną przedyskutowane przez przywódców, pokazuje to, że rząd nie potraktował sprawy serio. Uchodźcom poświęcony będzie również środowy szczyt UE-Afryka na Malcie, na który rząd nie wysyła swego przedstawiciela.

Ale kancelaria prezydenta Andrzeja Dudy ogłaszając termin pierwszego posiedzenia na czwartek, a więc dokładnie w czasie, gdy europejscy przywódcy mają omawiać sposoby radzenia sobie z falą uchodźców, jeszcze bardziej skomplikowała całą sprawę. Choć szczyt na Malcie Donald Tusk zwołał na początku listopada, można się było wcześniej spodziewać, że on nastąpi – wszak dzień wcześniej, jak pisałem wyżej, na tej wyspie spotkają się przywódcy Unii i Afryki. Trudno więc być zaskoczonym decyzją szefa Rady Europejskiej. Z drugiej strony konstytucja nakazuje premierowi złożyć dymisję na pierwszym posiedzeniu Sejmu, co utrudnia Ewie Kopacz udział w szczycie. Oczywiście – jak zapewniają prezydenccy ministrowie – Kopacz może złożyć dymisję pisemnie i pojechać na szczyt. Ale i tu pojawiają się trudności – Ewa Kopacz na szczycie tuż po swej dymisji, nawet pełniąc rolę szefa rządu, będzie miała znacznie słabszą pozycję negocjacyjną wobec swoich partnerów. Jej mandat do podejmowania decyzji w imieniu Polski będzie też znacznie słabszy. Dlatego też upór, z jakim otoczenie prezydenta wypycha Kopacz na szczyt jest trudny do zrozumienia.

W dodatku to nie pierwszy afront ze strony nowego prezydenta pod adresem Kopacz. Można powiedzieć, że Duda kończy współpracę z rządem Kopacz tak samo jak zaczął – od nieporozumień. W dniu, gdy otrzymał zaświadczenie o wyborze na prezydenta sprowokował Platformę apelem, by rząd nie podejmował żadnych istotnych decyzji do czasu wyborów, co literalnie odczytać można było jako wezwanie do paraliżu prac rządu. Potem mieliśmy uporczywe i niezrozumiałe odmawianie przez prezydenta spotkania z premierem – odmówił spotkania nie tylko w czasie kulminacji kryzysu z uchodźcami, ale też wcześniej i później, przez całe 90 dni kohabitacji. Dlatego jeśliby nawet chcieć z całą dobrą wolą uznać, że wyznaczenie daty pierwszego posiedzenia Sejmu było wpadką, a nie celowym działaniem, trudno to uwierzyć patrząc wstecz na to, jak pałac prezydencki traktował premier. Owszem, jej ugrupowanie przegrało wybory – że tak się stanie wiadomo było od paru miesięcy - ale szacunek do własnego państwa i demokratycznych procedur wymaga klasy w postępowaniu z odchodzącym premierem.

Dlatego konkluzja całego sporu jest zdecydowanie smutna. Po pierwsze nie widać dobrego rozwiązania tej sytuacji. Po drugie zaś trzeba przyznać, że na całym sporze najbardziej traci powaga państwa polskiego. Interesom naszego państwa bardziej od niekorzystnych sojuszy czy układów sił zewnętrznych szkodzą żenujące konflikty wewnętrzne.

PiS i Andrzej Duda obiecywali „dobrą zmianę” również w sprawach międzynarodowych i nową, bardziej podmiotową politykę europejską. Jeśli jednak ma ona tak wyglądać, z pewnością na tej „zmianie” Polska dobrze nie wyjdzie.

Chciałbym wierzyć, że całe zamieszanie to tylko fatalne nieporozumienie, że to wynik złej komunikacji i niekompetencji urzędników niższego szczebla. Ale nawet jeśli nie było w tym złej woli, a tylko nieszczęśliwe zbiegi okoliczności, Polska na nich na pewno nie zyska.