Przepisy pozwalają surowo traktować firmy, które bogacą się na sprzedaży dopalaczy – grożą im potężne kary finansowe – do 1 mln zł. Tyle teoria. W praktyce nie sposób wyegzekwować tych kwot.
W pierwszym półroczu tego roku inspektorzy sanitarni w całym kraju nałożyli prawie 13 mln zł takich grzywien. Wyegzekwowali... niecałe 360 tys. zł – wynika z danych Głównego Inspektoratu Sanitarnego, jakie poznała „Rzeczpospolita".
Szczegółowe zestawienie za początek 2015 r. jest porażające. Tylko w czterech województwach cokolwiek udało się ściągnąć. W pozostałych ani złotówki.
Kwotowo najwięcej, bo 300 tys. zł, ale przy 1,7 mln nałożonych kar ściągnęli z firm inspektorzy sanitarni w woj. łódzkim, gdzie jest „zagłębie dopalaczowe", a skala zatruć jedna z najwyższych. Na Pomorzu udało się ściągnąć co prawda jedną trzecią z 90 tys. zł grzywien.
Kilka procent kary zapłaciły firmy w woj. dolnośląskim, jeszcze mniej przyłapane na sprzedaży trujących środków w woj. kujawsko-pomorskim.
– Pracujemy na pełnych obrotach, rekwirujemy dopalacze, badamy je i nakładamy coraz więcej kar. A procedura jest długotrwała i kiedy decyzje są prawomocne, firma już nie istnieje i nie ma jak wykonać kary – przyznaje Andrzej Trybusz, wojewódzki inspektor sanitarny w Poznaniu.
Spółki handlujące dopalaczami są bezkarne. Np. w Poznaniu na tej samej ulicy działa już dziewiąta z tej branży zakładana przez ten sam krąg osób. Kiedy pod jedną pali się grunt, zwija działalność i powstaje nowa. – Zawiadomiliśmy prokuraturę o takich praktykach, ale na razie bez efektu – mówi Trybusz.