23.06.2015, Ufa
stan licznika: 3641 km
Lotniska, dworce kolejowe i autobusowe zawsze kłębiły się pośpiesznym tłumem obładowanym tobołkami. Szosa jest tego jeszcze mocniejszym obrazemm. Dla Rosjan 1000 kilometrów to nie odległość. Rodziny w osobowych pojazdach, towarowy transport na ciężarówkach. Coraz mniej ład i niw, coraz więcej japońskich i niemieckich fur. Coraz mniej zdezelowanych kamazów i amerykańskich wraków, coraz więcej nowoczesnych tirów. Coraz mnie prymitywnych stoisk z szaszłykami i przydrożnych sklepików z badziewiem. Coraz więcej rozbudowanych ponad miarę moteli, parkingów z serwisem dla ludzi i samochodów. Prysznice, sauny, restauracje, place zabaw dla dzieci, motoryzacyjne sklepy i usługi. Stacje benzynowe nowoczesnością kontrastują z otoczeniem. Na półkach Borżomi dwa razy droższe niż Perrier. Benzyna po 2,5 złotego. Policji drogowej niewiele. A jak już jest, to po to by życie kierowcom ułatwiać, a nie obkładać sztrafami i haraczami. Zaczęli dostawać pensje? Zaczęli je sobie je szanować? Tego nie umiał osiągnąć żaden prezydent, dopiero ostatnia kadencja Putina egzekwuje tak podstawowe sprawy. Jedzie się więc przez Rosję z roku na rok łatwiej i szybciej.
Pokonując kolejne kilometry obserwujemy kolejne kontrasty. Bieda rosyjskiej prowincji nie wynika najwyraźniej z biedy państwa. Państwo jest teoretycznie bogate. Obdarte postaci, zrujnowane domy, zaniedbane pola, zaśmiecona przyroda to problem społeczny, nie ekonomiczny. Widać to najjaskrawiej gdy wjeżdżamy do Tatarstanu. Asfalt niby ten sam, pojazdy też. Ale jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej… przechodnie staranniej ubrani, domy i ogródki zadbane, pola uprawiane, chodniki zamiecione do czysta. I w Kazaniu i małej wiosce. Podobnie w Baszkirii. Jakby wjechać do innego lepszego kraju. Ufa dostatniejsza i czystsza od Nowogrodu, a okoliczne miasteczka i wsie pozbyły się nawet instalacji gazowych, które od dziesięcioleci oplatały domy pajęczyną żółtych rur, wreszcie zakopano je pod chodnikiem. Nareszcie dba się o estetykę topornych betonowych przystanków autobusowych. Są kosze na śmieci i ludzie z nich korzystają. Trawniki wystrzyżone, podlane. Służby publiczne pracują, a nie dłubią w nosie.
Dlaczego? Czy to tylko niespodziewane bogactwo republik autonomicznych z ich ropą i gazem? Czy to zasługa przywrócenia muzułmańskich wspólnot, których nie trzeba się już wstydzić? Czy homo sovieticus mniej się zakorzenił na obszarach mniej rosyjskich? Czy wiara w dobro wspólne, publiczne pod Czelabińskiem jest mniejsza, bo bardziej rosyjska? A może to po prostu czynnik ludzki – powolne egzekwowanie od „władzy” jej służebności względem obywateli? W jednej miejscowości szybciej, w innej wolniej, ale zmiany postaw społecznych mają dynamikę dużo większą niż przed dekadą.