Od kiedy jakieś 30 lat temu ówczesny kierowca testowy Valentino Balboni przewiózł mnie stalowoszarym diablo po niemieckiej autostradzie, byłem pewien, że pozostanę już na zawsze fanem marki z rozjuszonym bykiem w herbie. Nieważne który, każdy z modeli Lamborghini jest wyjątkowy. Krzykliwy, może wręcz lekko ordynarny, ale zadziorny, pełen emocji i życia. Wiesz, że za kierownicą nie będziesz się nudzić. Huracan powoli schodzi ze sceny. Zaprezentowany w 2014 roku stał się jednym z koni sprzedażowych marki z Sant'Agata. Kiedy masz go w garażu, możesz być pewien, że przybędzie ci wielu nowych przyjaciół. Pewnie tyle samo będzie patrzeć na ciebie spode łba. To auto, które polaryzuje. Oddzieli fanów od hejterów. Przez te wszystkie lata Huracan nie stracił nic ze swojej diabelskości, ekscentryczności i ekstrawagancji. Nazwa Huracan ma podwójną genezę. To imię legendarnego, niepokonanego byka na arenie w Alicante, jak i boga wiatru, burzy, ognia i płodności w wierzeniach Majów.