Mówił o wojnie światowej, której celem jest zniszczenie małżeństwa. Napiętnował z oddali zwłaszcza niegdysiejszą Najstarszą Córkę Kościoła. Za „ideologiczne kolonizowanie" najmłodszych umysłów, za doktrynalną genderyzację francuskich podręczników szkolnych. Postępowa Francja swoje oburzenie wyraziła stwierdzeniem, że papież nic nie rozumie. I nawzajem – wypada dodać.
W tej podróży z proporcem ekumenizmu nie mniej ważne od posłania wygłoszonego orbi powinno być przecież i słowo papieża poświęcone goszczącemu go urbi. Tylko – kto je usłyszał? Owszem, Rosja wychwyciła upomnienie (ostrożne) za deptanie praw i terroryzowanie sąsiadów. Natomiast Gruzini usłyszeli niewiele, bo też niewielu słuchało. Katolików tam garstka, zaś prawosławni od biskupa Rzymu kazań nie przyjmą, osobliwie tych o „grzechu prozelityzmu". W papieskiej mszy w stolicy państwa nie wziął udziału patriarcha Gruzji Eliasz II. Przywitał Franciszka dopiero dzień później, w Mcchecie, stolicy Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego. „Le Figaro" uznał, że to i tak nieźle; wszak wśród całego prawosławia z nieprzejednania i zgoła wrogości wobec katolików słyną właśnie Gruzini...