Walt Disney miał talent do interesów. Wynalazł model biznesowy, w którym wykreowane przez niego postacie z kreskówek, dzięki synergii kina, telewizji, parków tematycznych (pierwszy Disneyland został otwarty w 1955 r. w Kalifornii) oraz sprzedaży gadżetów, stały się maszynką do zarabiania pieniędzy. Jak pisze Neal Gabler w blisko 900-stronicowej biografii twórcy Myszki Miki „Walt Disney. The Triumph of the American Imagination", tylko w roku jego śmierci „240 milionów ludzi widziało jakiś film wytwórni Disneya, sto milionów oglądało cotygodniowy program telewizyjny, 80 milionów przeczytało książkę Disneya, 150 milionów zobaczyło komiks w gazecie, a blisko siedem milionów odwiedziło Disneyland".
Dodatkowo wszystkie filmy tego – jak nazywano go za życia – „najsławniejszego twórcy rozrywki na świecie" zarobiły setki milionów ówczesnych dolarów. Nic dziwnego, że gdy Disney zmarł przed pół wiekiem, najprawdopodobniej był „najpopularniejszym na świecie człowiekiem, który nie był politykiem". Dziennik „New York Times" napisał, że był – a pamiętajmy, że to szczytowe czasy zimnowojennej rywalizacji Stanów Zjednoczonych i ZSRS – „chyba jedynym człowiekiem, którego chwaliły jednocześnie Legion Amerykański (superpatriotyczne stowarzyszenie, skupiające weteranów, uczestników wojen prowadzonych przez USA - przyp. red.) oraz Związek Sowiecki".
Skąd taki sukces – jakkolwiek patrzeć – sztuki jarmarcznej, za jaką uważano kino, a zwłaszcza wczesne kreskówki? Otóż, Walt Disney dotarł do głębokich pokładów amerykańskiej psyche, wyobraźni i wartości. Był wyrazicielem ideałów „dobrej" Ameryki, której uosobieniem zawsze byli ludzie zamieszkujący środek kraju. Jak pisze jego biograf, popularny na całym świecie Disney jak nikt inny zawładnął świadomością właśnie mieszkańców Stanów Zjednoczonych, gdyż to tutaj istnieje „niemal religijna wiara" w spełnienie własnych pragnień. „Zarówno w amerykańskiej wyobraźni, jak i u Disneya, każdy może narzucić swoją wolę światu. Każdy może własnymi siłami, siłą wrodzonego dobra osiągnąć sukces. Ameryka wyraża się w jedynej, swoistej formule, że liczy się jedynie dobro i wola działania. Najlepsze animacje Disneya, takie jak »Królewna Śnieżka i siedmiu kransoludków«, »Pinokio«, »Jelonek Bambi« czy »Dumbo« w archetypowy sposób wyrażają tę właśnie ideę. Opowiadają o procesie, w którym dziecko uznaje świat za własny, pokonuje przeciwności, aby stać się tym, kim on czy ona chce. Podobnie jak u Disneya, także w amerykańskiej wyobraźni można osiągnąć perfekcję. Tymczasem w świecie, który często wprowadza w błąd, jest niebezpieczny, a nawet tragiczny, zdaje się być poza kontrolą jednostki, Disney i Ameryka obiecują nie tylko możliwość kontroli, ale także postęp ku lepszemu" – pisze Neal Gabler.
Kreskówki, które stworzyły klasę średnią
Faktycznie, trudno nie zauważyć, że wprowadzając kreskówki na wyższy poziom artyzmu, Disney umiał poruszać struny amerykańskiej psyche. W czasach gospodarczej smuty po wielkim kryzysie prezentował – jak nazwał to jeden z krytyków – „sentymentalny populizm" w sposób lekki i przyjemny, acz dosadnie krytykujący ówczesny porządek społeczny. Z kolei po II wojnie światowej filmy Disneya zdawały się propagować „sentymentalny liberalizm" bogacącej się w szybkim tempie Ameryki, zagrożonej przez siły zła reprezentowane przez komunizm.
Wielki entuzjasta twórczości Disneya pisarz John Gardner wpisywał jego dzieła w teologiczne ramy, uważając go za kogoś, kto umiał przełożyć chrześcijańskie ideały na kulturę masową. W ramach tej świeckiej teologii światem rządziły nadzieja i dobroczynność, bo dobry Bóg „ma wszystko pod kontrolą".
Wielu apologetów Disneya przypisuje mu wręcz silne oddziaływanie społeczne. Pokolenia wychowane na jego bajkach miały stworzyć amerykańską klasę średnią, która dzięki samodyscyplinie, zdolności do poświęcenia, oszczędności oraz posłuszeństwu przyczyniła się od lat 40. i 50. XX wieku do budowy potęgi Ameryki i powiązanej z nim Pax Americana.