Orzekane przez polskie ?sądy kwoty zadośćuczynienia są przerażająco ?niskie

Zdarzają się sytuacje, że orzekane przez polskie sądy kwoty zadośćuczynienia są przerażająco niskie nawet jak na nasze warunki. To wina sędziów, a nie prawa – pisze adwokat.

Publikacja: 24.11.2014 08:39

Orzekane przez polskie ?sądy kwoty zadośćuczynienia są przerażająco ?niskie

Foto: Rzeczpospolita, Paweł Gałka

Uzyskanie w polskim sądzie wysokiego zadośćuczynienia za doznane krzywdy wymaga wiele czasu, wysiłku i ważkich argumentów procesowych. Niestety, nawet przy ich posiadaniu finansowe naprawienie wyrządzonej krzywdy nigdy nie będzie tak spektakularnie wysokie jak w amerykańskich sądach. Oczywiście nie oznacza to, że dobra Polaków są mniej warte niż obywateli amerykańskich, ale skoro żyjemy w dwóch różnych rzeczywistościach politycznych, społecznych, gospodarczych i prawnych, to i w tym wszak aspekcie musimy się jakoś różnić.

30 tys. zł za śmierć syna

Zdarzają się jednak sytuacje, że orzekane przez polskie sądy kwoty są przerażająco niskie nawet jak na nasze warunki. Ostatnio choćby Sąd Najwyższy uznał, że 20 tys. zł to kwota wystarczająca za rok bezprawnego pozbawienia wolności w postaci tymczasowego aresztowania, a Sąd Okręgowy w Warszawie zasądził 30 tys. zł na rzecz matki tytułem zadośćuczynienia za śmierć syna w wypadku drogowym.

Patrząc na te dwie sprawy, większość zapewne dojdzie do wniosku, że kwoty te nie są adekwatne do doznanych cierpień, bo cóż to jest 20 tys. za sześć miesięcy pobytu w areszcie czy 30 tys. za śmierć syna? Choć truizmem jest twierdzenie, że cierpień ludzkich nie da się wymiernie przełożyć na kwotę pieniężną, należy się zastanowić, czy wolność lub życie ludzkie są aż tak mało warte.

Bezsprzecznie zarówno w doktrynie, jak i orzecznictwie przyjmuje się, że dominującą funkcją zadośćuczynienia jest funkcja kompensacyjna, która polegać ma na wynagrodzeniu doznanej przez pokrzywdzonego krzywdy. „Kompensacja" w słowniku synonimów to „wyrównanie", „zrównoważenie". Z kompensacją mamy więc do czynienia wtedy, gdy bilans zysków i strat wychodzi na zero.

Przepisy kodeksu cywilnego dające możliwość zasądzenia zadośćuczynienia stanowią, że zadośćuczynienie może być przyznane w „odpowiedniej" kwocie. Jest to w pełni zrozumiałe, albowiem nie da się normatywnie inaczej ująć wysokości należnego świadczenia. Korzystając raz jeszcze ze słownika synonimów, warto zaznaczyć, że „odpowiednia" to „stosowna", „adekwatna", „celna", „prawidłowa", „optymalna".

Sąd powinien przyznawać tyle pieniędzy, za ile dałby sobie sam zrobić taką samą krzywdę

Skoro więc podstawy do wypłaty zadośćuczynienia naprawdę adekwatnego do doznanych cierpień znajdują się w kodeksie cywilnym, to dlaczego sądy tak często orzekają je w rażąco niskiej wysokości? Ano dlatego, że błędna wydaje się metoda ich ustalania.

Z analiza dominujących poglądów doktryny i orzeczeń sądów można wyciągnąć wniosek, że sędzia, określając rozmiar krzywdy i ustalając wysokość zadośćuczynienia, powinien spojrzeć na sprawę niejako z boku, już po zdarzeniu wywołującym krzywdę i przyjąć obiektywne miary. A następnie niczym sprawny matematyk wyliczyć wysokość zadośćuczynienia, uwzględniając:

? rozmiar i intensywność doznanej krzywdy,

? stopień negatywnych konsekwencji dla pokrzywdzonego wynikających z dokonanego naruszenia dobra osobistego, w tym także niewymiernych majątkowo (np. utrata dobrego imienia prowadząca do zmniejszenia szans na realizację kariery zawodowej),

? stopień zawinienia,

? sytuację majątkową zobowiązanego (która ma jednak charakter posiłkowy, a nie decydujący).

Ponadto sąd zawsze musi pamiętać, aby tylko zadośćuczynienie nie przyczyniło się do wzbogacenia pokrzywdzonego, gdyż świadczenia sprawcy nie mogą służyć polepszeniu jego sytuacji. W konsekwencji takiego abstrakcyjnego procesu myślowego sąd ustala wysokość należnych świadczeń często odbiegających od kwot, które w rzeczywistości stanowiłyby adekwatną i stosowną gratyfikację za doznane cierpienia.

Milion pozwoli zapomnieć

Dlatego też uważam, że sposób liczenia zadośćuczynienia, a co za tym idzie – proces myślowy orzekającego sądu – powinien przebiegać inaczej.

Skoro celem zadośćuczynienia jest wynagrodzenie doznanej krzywdy, to niech ona rzeczywiście będzie miała charakter wynagrodzenia, a nie abstrakcyjnie określonej kwoty. W takiej więc sytuacji sąd nie powinien patrzeć na sprawę z boku i po fakcie, ale postawić się w roli pokrzywdzonego i powiedzieć, ile przyjąłby minimalnie pieniędzy za to, aby dobrowolnie poddać się takim cierpieniom, jakim został poddany pokrzywdzony. W takim procesie myślowym mamy do czynienia z realnym, a nie abstrakcyjnym sposobem ustalenia należnego świadczenia, gdyż w takiej sytuacji cierpienie równa się rzeczywistemu wynagrodzeniu, które jesteśmy w stanie otrzymać.

W sytuacji bowiem, gdy sąd analizuje sprawę już po fakcie i w ten sposób stara się ustalić wysokość należnych finansowych świadczeń, tak naprawdę nie wyrównuje doznanej krzywdy (i nie doprowadza do stanu jak przed zdarzeniem), tylko po wyrządzeniu szkody w ten sposób ją załagadza. A załagodzenie to przecież nie to samo co wyrównanie, tak samo jak np. nie jest naprawieniem szkody „wyklepanie" blachy w samochodzie młotkiem, tylko przeprowadzenie skomplikowanych prac blacharskich i zapłata za utraconą wartość bądź wstawienie nowego, nieuszkodzonego elementu.

Licząc w taki sposób, nikt np. za 20 tys. zł nikt nie poszedłby do więzienia na sześć miesięcy, ale już za 200–300 tys., i owszem, wielu. Śmierci osoby bliskiej rzeczywiście żadne pieniądze nie zrekompensują, ale np. za milion złotych będę mógł w stanie nabyć tyle dóbr i czerpać tyle przyjemności z życia, że strata ta po jakimś czasie nie będzie już tak odczuwalna. A co da 30 tys. zł?

Trzeba podkreślić, że taki sposób określenia wysokości należnego zadośćuczynienia w żadnej mierze nie narusza kodeksowego nakazu jego odpowiedniego ustalenia, a wręcz przeciwnie – przybliża tylko do jego adekwatnej wysokości. Bo odpowiednie wynagrodzenie za doznaną krzywdę będzie tylko i wyłącznie wówczas, gdy dostanę tyle, za ile dałbym sobie sam zrobić krzywdę.

Autor jest adwokatem w kancelarii Błażej Wojnicz

Uzyskanie w polskim sądzie wysokiego zadośćuczynienia za doznane krzywdy wymaga wiele czasu, wysiłku i ważkich argumentów procesowych. Niestety, nawet przy ich posiadaniu finansowe naprawienie wyrządzonej krzywdy nigdy nie będzie tak spektakularnie wysokie jak w amerykańskich sądach. Oczywiście nie oznacza to, że dobra Polaków są mniej warte niż obywateli amerykańskich, ale skoro żyjemy w dwóch różnych rzeczywistościach politycznych, społecznych, gospodarczych i prawnych, to i w tym wszak aspekcie musimy się jakoś różnić.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Prof. Pecyna: Czy komisja ds. Pegasusa pomoże nam zrozumieć tę telenowelę?
Opinie Prawne
Jan Skoumal: Gazety walczą ze sztuczną inteligencją, a Polska w lesie
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Co ma sędzia Szmydt do reformy wymiaru sprawiedliwości
Opinie Prawne
Rafał Adamus: Możliwa korporacja doradców restrukturyzacyjnych
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Sędziowie nie potrzebują poświadczeń bezpieczeństwa, bo sami tak zadecydowali