Bronisław Komorowski udzielił tygodnikowi „Polityka" pierwszego wywiadu po wyborczej klęsce. Stara się w nim analizować przyczyny swej dotkliwej porażki. – Ujawniła się wśród wyborców chęć ukarania rządzących. A ja zostałem uznany za część obozu władzy – stwierdził. – Drugie zjawisko, wcześniej niemal zupełnie niedostrzegane, nazywa się Paweł Kukiz. Skala braku akceptacji dla rzeczywistości w Polsce, wyrażona w wyborach, zaskoczyła wszystkich. I to było decydujące.
Zdaniem prezydenta wyborców rozjuszyło to, że przedstawiany był jako murowany faworyt. – Jestem przekonany, że był to istotny składnik (...) skłonności do ukarania władzy na zasadzie: skoro wszyscy są pewni, że on wygra, to można im pokazać figę – sądzi prezydent.
Ale Komorowski czuje się także ofiarą. Przekonuje, że stał się celem brutalnej kampanii. – To była zorganizowana, gigantyczna akcja czarnego PR, demolowania wizerunku, niszczenia godności, przeprowadzona z nieprawdopodobną brutalnością i skutecznością. Przede wszystkim w internecie ale nie tylko – twierdzi, wskazując na polityków i sympatyków PiS.
Jednocześnie Komorowski przestrzega przed rządami partii Jarosława Kaczyńskiego. – Prawdziwa twarz PiS ujawnia się dopiero wtedy, kiedy ta partia ma pełnię władzy. Natury środowiska się nie zmieni – stwierdził.
W środę prezydent zdecydowanie odrzucił żądanie PiS, aby rozszerzyć katalog pytań we wrześniowym referendum, które rozpisał w kampanii wyborczej. – Dopisać można się do wycieczki szkolnej albo do pamiętnika – ironizował na konferencji prasowej.
Zdaniem Komorowskiego wybory parlamentarne będą momentem zwrotnym dla Polski. – Albo zostanie potwierdzony dotychczasowy kierunek zmian wolnościowych według sprawdzonych wzorców wolnego świata europejskiego, albo zostanie zakwestionowany. Jest taka tendencja. Coś się zmieniło. Wolność, o której przez pokolenia marzyliśmy, dziś wielu ludzi napawa lękiem – stwierdził w „Polityce". – Rośnie oczekiwanie, że państwo ma dać, ma zapewnić, ma załatwić. Pojawił się lęk przed konkurencją. Młodzi ludzie mówią: my już nie chcemy się ścigać, chcemy dostawać, co nam się należy.