Odpowiedzi polityków na pytanie o bezpieczeństwo przyszłych emerytur skupiały się na obietnicach to bezpieczeństwo osłabiających. Czyli głównie powrocie do dotychczasowego wieku emerytalnego 60/65 lat. Tu front był szeroki – od Beaty Szydło z PiS po… Janusza Korwin Mikkego. Janusz Piechociński powtórzył postulat podwyżki minimalnej emerytur do 1200 zł, a Ryszard Petru - skasowania przywilejów emerytalnych dla rolników i górników, ale – uwaga - dopiero tych rozpoczynających pracę. Widać umie liczyć głosy na wsi i Śląsku.
Bardziej wyraziste były odpowiedzi na pytanie o stawki CIT, PIT i VAT. Od czystej demagogii (Janusz Korwin Mikke: zlikwidować), przez znane już 3x16 w wykonaniu Petru po 15% proc. CIT dla małych (Szydło). Godne zauważenia, że premier Kopacz odrobiła lekcję i już nie zapomniała, że proponowany przez PO nowy system podatkowy ma być progresywny, a nie o jednolitej składce, i rząd nie tyle zlikwiduje składkę ZUS, co wliczy ją do skonsolidowanej daniny. Odnotować należy pomysł skasowania liniowego PIT dla przedsiębiorców i płaconej przez nich zryczałtowanej składki ZUS (Adrian Zandberg, Razem).
Pytanie, jak powstrzymać dług publiczny, stało się okazją do powtórzenie starych dobrze znanych haseł: zakaz uchwalania budżetu z deficytem budżetowym (JKM i Kukiz), skasowanie rozdawnictwa (Petru), dociśnięcie zachodnich korporacji by płaciły CIT (Zandberg), uszczelnienie VAT (Nowacka) i wreszcie dodatkowe opodatkowanie banków, hipermarketów oraz ograniczenie szarej strefy (Szydło).
W sumie starcie dość grzeczne i - jak na kulminację kampanii wyborczej –zaskakująco merytoryczne. Wyborcy mogli sobie wyrobić zdanie na temat tego, jaką politykę finansową państwa obiecuje przed głosowaniem każdy z liderów. Obiecuje - bo ta, jaką prowadziłby po ewentualnej wygranej, to zupełnie inna historia.