Kilka lat temu zrealizowała pani dla Teatru Telewizji „Śluby panieńskie", teraz „Damy i huzary" na 250–lecie obchodów teatru publicznego w Polsce. Dlaczego znowu Fredro?
- Propozycja wyszła od telewizji i przyjęłam ją z wielką radością. Fredro to wspaniały autor, jeden z fundamentów naszej kultury i literatury teatralnej. Jego utwory grane są bez względu na zmieniające się czasy i mody. Przyciągają publiczność, bawią, uczą radości życia i śmiania się z samych siebie. Fredro to geniusz literatury, piewca miłości do ludzi i życia, to wielka, wspaniała radość i przyjemność.
Co takiego jest w Fredrze, że jego sztuki, napisane w XIX wieku, ciągle inspirują?
- To klasyka w najlepszym gatunku. Literatura mieniąca się dowcipem, wiedzą o życiu, ludziach, ich charakterach, przywarach, to galeria nieprawdopodobna postaci i typów. Komedie Fredry są arcydziełami. A „Damy i huzary" to bodaj jego najsłodsza komedia. To także jeden z niewielu jego prozatorskich utworów scenicznych, co też ma znaczenie. Grałam wcześniej w pisanych wierszem „Mężu i żonie', „Ślubach panieńskich" będących mistrzowsko rozpisanymi partyturami, do grania, ale prozatorskie - w tym i „Pan Jowialski" – pozwalają na troszeczkę większą swobodę interpretacyjną. Choć i wierszem i prozą brawurowo z nas kpi, z naszych wad narodowych, charaktorologicznych, ludzkich. Wspaniale umie się z nas śmiać. Z naszych przywar, śmieszności, małości. Nas Polaków, ale też nas – kobiet i mężczyzn.
W „Damach i huzarach" to jednak galeria stereotypowo nakreślonych postaci: kobiet – lekko rozhisteryzowanych, manipulujących mężczyznami oraz mężczyzn – rubasznych, ale i bezradnych wobec niewieścich intryg. Zmieniło się coś w sposobie inscenizowania Fredry?