Najważniejszym politycznie pytaniem w nadchodzącym referendum jest to dotyczące wprowadzenia JOW. Z dwóch co najmniej powodów – po pierwsze, dlatego że ten temat miał przynieść zwycięstwo wyborcze pomysłodawcy, czyli Bronisławowi Komorowskiemu, a po drugie – bo gdyby jednomandatowe okręgi udało się wprowadzić do polskiej ordynacji, znacząco zmieniłyby one krajobraz partyjny. Choć niekoniecznie tak, jak wyobrażają to sobie ich zwolennicy.
Pierwszy z powodów już stał się nieaktualny – dziś wiemy, że wprowadzenie tematyki JOW do referendum nie przyniosło byłemu prezydentowi oczekiwanych zysków politycznych. Przegrał rywalizację z Andrzejem Dudą i na nic zdały się jego starania o przypodobanie się zwolennikom zmiany ordynacji.
Gorzej, że gdyby JOW naprawdę zostały wprowadzone, to podobnie rozczarowanymi jak były prezydent mogliby być ci, którzy gardłują za ich umieszczeniem w polskiej ordynacji. Wielokrotnie już politolodzy i publicyści, łącznie z autorem tych słów, tłumaczyli i dowodzili, że zmiana ordynacji proporcjonalnej na większościową wcale nie uzdrowiłaby naszego życia politycznego w taki sposób, w jaki imaginują to sobie wyznawcy JOW.
Bezpośrednią konsekwencją takiej zmiany byłoby wzmocnienie bipolaryzmu polskiej sceny politycznej, wyeliminowanie z niej reprezentantów mniejszych partii i faktyczne ufundowanie nam systemu dwupartyjnego. Realnie polegałoby to na tym, że Polska południowo-wschodnia byłaby w posiadaniu PiS, a północno-zachodnia we władaniu PO.
Jakiekolwiek próby tłumaczenia tego efektu wyznawcom JOW nie przynoszą najmniejszego skutku – oni wciąż wierzą (i słowo „wiara" jest tu użyte nieprzypadkowo), że byłoby inaczej, że nowa ordynacja dałaby szanse kandydatom niezależnym, że rozbiłaby duopol PO–PiS oraz że zwiększyłaby wpływ obywateli na sprawy państwowe. Przytaczanie kolejnych przeczących tym przekonaniom dowodów nie ma sensu, bo wiara JOW-owców nie jest oparta na faktach, ale na głębokim przekonaniu, że ordynacja większościowa jest magiczną różdżką, za pomocą której można rozwiązać wszelkie problemy.
Za przykład niech świadczy powtarzane wielokrotnie (więc niebędące wynikiem przejęzyczenia) zdanie Pawła Kukiza, największego admiratora zmiany ordynacji, że Polki chętniej rodzą w Wielkiej Brytanii, gdyż są tam JOW.
Na szczęście większość Polaków jest bardziej rozumna niż były lider Piersi i jego poplecznicy, więc wrześniowe referendum zignoruje. Dobrze bowiem rozumie, że zmiana ordynacji nie jest tak istotna dla ich życia, jak chcieliby to widzieć zwolennicy JOW. „Nogami" pokaże, że to kwestia dla nich drugorzędna i to właśnie oni będą mieli rację, a nie ci, którzy ich niechęć do stawienia się w lokalach referendalnych będą tłumaczyć niską świadomością społeczną lub apatią.