Publicystyczna nazwa
Trudno oczekiwać, żeby politycy dostrzegli zróżnicowanie zjawiska zatrudnienia na podstawie umów cywilnoprawnych, skoro w Polsce nawet w eksperckich artykułach z zakresu prawa i ekonomii oraz w publikacjach naukowych używa się publicystycznej nazwy „umowa śmieciowa" zamiast właściwego pojęcia „umowa cywilnoprawna". Mimo że wyniki kontroli przeprowadzanych przez Państwową Inspekcję Pracy oraz statystyki zatrudnienia w administracji pozwalają szacować, że tylko 10–20 proc. przypadków stosowania umów cywilnoprawnych to nadużycia, to jednak w polskiej prasie zatrudnienie na podstawie umowy o dzieło czy umowy-zlecenia stało się symbolem wyzysku.
Komentatorzy nie zastanawiają się nad tym, że w wielu przypadkach pracodawca traktuje zatrudnionych na podstawie takiej umowy według takich samych standardów jak pracowników etatowych. Zwolennicy etykietki „umowa śmieciowa" zapominają też o tym, że umowa cywilnoprawna rzeczywiście może odpowiadać charakterowi zatrudnienia. Nie przychodzi im ponadto do głowy, że umowa taka, nawet jeżeli zgodnie z prawem powinna być etatem, może odpowiadać samemu zatrudnionemu ze względu na niższy poziom obciążeń fiskalnych (przykładem jest tu brak oskładkowania umów-zleceń w przypadku uczniów i studentów czy wybór nieoskładkowanej umowy o dzieło ze względu na chęć samodzielnego oszczędzania na emeryturę).
Oto kilka przykładów z polskiej prasy: w artykule „Sejm promuje umowy śmieciowe" („Rzeczpospolita", 27.02.2015 r.) jego autor Mateusz Rzemek ani razu nie używa właściwego określenia „umowa cywilnoprawna". Za każdym razem zastępuje je mityczną umową śmieciową. Na stronach prawnych „Rzeczpospolitej" można było zatem przeczytać takie zdania: „Kłopoty zaczęły się, gdy zatrudnione na umowach śmieciowych sprzątaczki nie dostały wynagrodzenia" i „Poprawa sytuacji tysięcy pracowników wykonujących zamówienia publiczne na umowach śmieciowych (...) byłaby tylko kwestią czasu". Tabloidowe określenie „umowa śmieciowa" pojawia się także wiele razy w „Dzienniku Gazecie Prawnej": „Orzeczenia Sądu Najwyższego wskazują, że analogiczne zapisy mogą zostać zawarte w tzw. umowach śmieciowych. (...) Zakaz konkurencji w umowie śmieciowej Sądowi Najwyższemu nie przeszkadza" (Maciej Suchorabski, „Dziennik Gazeta Prawna", 24.07.2014 r.). Dziennikarka „Metra" Joanna Korucu obwinia umowy cywilnoprawne o praktyczne uniemożliwianie młodym ludziom usamodzielnienia się: „Rzeczywistość, w jakiej żyją młodzi, zwłaszcza ci pracujący na śmieciówkach, sprawia, że nie są skorzy do brania na barki ogromnego obciążenia [kredytu] nawet wówczas, gdy partner ma etat" („Metro", 28.11.2014 r.).
Połączenie wszechobecnego w polskich mediach czarno-białego obrazu rynku pracy z przedwyborczą skłonnością polityków do składania populistycznych obietnic tworzy ryzyko, że po wyborach nowy rząd wprowadzi rozwiązania, które zamiast wyeliminować przypadki nadużywania umów cywilnoprawnych, pogorszą sytuację wszystkich zatrudnionych na ich podstawie, a nawet pozbawią ich pracy. Skoro Beata Szydło zapowiada w kwestii tych umów „odważne decyzje", a Ewa Kopacz mówi: „chcę wyeliminować umowy śmieciowe" (czytaj: cywilnoprawne), można się spodziewać nawet takich działań, jak usunięcie umów-zleceń i umów o dzieło z kodeksu cywilnego, co miałoby przymusić pracodawców do stosowania umów o pracę – oskładkowanych tak jak dotychczas, czyli na poziomie 2112 zł całkowitego kosztu ponoszonego przez pracodawcę w zamian za możliwość zapłacenia pracownikowi 1287 zł netto płacy minimalnej.
Inna szkodliwa, lecz realna opcja to oskładkowanie wszystkich (także studenckich) umów-zleceń i umów o dzieło na równi z umową o pracę bez znaczącego obniżania poziomu fiskalnych obciążeń zatrudnienia, co uderzy w najmniej zarabiających (np. ludzi młodych wchodzących na rynek pracy). A przecież według Ewy Kopacz i Beaty Szydło polityka walki z nadużywaniem umów cywilnoprawnych ma tym grupom osób pomóc, a nie zaszkodzić.
Przykład negatywnego wpływu tabloidyzacji polskiej debaty o rynku pracy na realne rozwiązania polityczne już zresztą mamy. W czerwcu, zapowiadając dalszą walkę z umowami cywilnoprawnymi, Ewa Kopacz chwaliła się: „To PO wykonała kawał dobrej roboty – już w tej chwili ozusowaliśmy umowy śmieciowe" (czytaj: cywilnoprawne). Przypomnijmy: w październiku 2014 r. posłowie przyjęli rządowy projekt zwiększenia podstawy oskładkowania umów-zleceń do wysokości płacy minimalnej niezależnie od liczby umów, co miało uniemożliwić pracodawcom praktykę polegającą na zawieraniu jednej umowy np. na 50 zł, od której były odprowadzane składki, oraz drugiej umowy-zlecenia np. na 1500 zł, od której składek nie odprowadzano.