Fiat moich rodziców do pięt nie dorastał mercedesom. „Niech nawet będzie używany" – myślałem, zaglądając na parkingach przez szyby do merców i wyobrażając sobie, jak siedzę za kółkiem.
W miarę dorastania zdałem sobie sprawę, jak postrzegani są właściciele samochodów tej marki. Wiadomo: u schyłku PRL byli to badylarze i prywaciarze, a u zarania wolnej Polski gangsterzy z Pruszkowa i Wołomina. Z całym szacunkiem dla badylarzy, którzy budowali podwaliny III RP, i z jeszcze większym respektem dla mafiosów (którzy czynili to samo, choć w inny sposób), nie chciałem być utożsamiany z żadną z tych grup społecznych.