Trasa nad Morze Czerwone, jaką pokonują polskie czartery, prowadzi z Warszawy, Krakowa, Poznania, Wrocławia, Katowic na południe przez terytorium Słowacji, Węgier Rumunii, Bułgarii,Turcji i potem brzegiem Morza Śródziemnego, nad Kair i w dół - nad Morzem Czerwonym. Samoloty lecące do Szarm-el Szejk, który jest położony na południowym krańcu półwyspu, trzymają się granicy Synaju i do kurortu dolatują od zachodu.
Czartery lecące dalej na południe - do Hurghady i Marsa Alam lecą cały czas wzdłuż wybrzeża Morza Czerwonego.
— Nad Północnym Synajem nie latamy od rozpoczęcia wojny w Syrii, kiedy zostało wydane zalecenie, by pokonywać tę trasę na wysokości ponad 10 tys. metrów - powiedział „Rzeczpospolitej" nieoficjalnie kapitan Enter Air. Jego zdaniem ominięcie Północnego Synaju powoduje nieznaczne wydłużenie podróży z Egiptu do Polski o ok 10 minut. Czyli jest to czas, jaki łatwo można nadrobić na czterogodzinnej trasie z Polski do Egiptu.
Z powodu spadku liczby polskich turystów, którzy decydują się na spędzenie urlopów w egipskich kurortach, czartery wykonujące loty nad Morze Czerwone są często łączone - np. samolot leci do Szarmu, a stamtąd do Hurghady i wracają do Polski lecąc wzdłuż Morza Czerwonego, kierując się potem nad Cypr.
Z kolei rejsy do Taby, położonej na północy zatoki Akaba (zachód półwyspu Synaj), prowadzą przez Morze Śródziemne i terytorium Izraela.