– Co z aneksem? – pytamy jednego z ministrów prezydenta Andrzeja Dudy. – Chodzi panu o czasopismo wydawane w Londynie? – rzuca z uśmiechem. Sprawa jednak jest dla Kancelarii poważna. Aneks do raportu z likwidacji WSI staje się bowiem tematem w kampanii.

O jego ujawnienie pytają politycy PO po doniesieniach mediów o spotkaniu wiceprezesa PiS Antoniego Macierewicza w USA. Przekonywał on Polonię, że dokument ujrzy światło dzienne po wyborach, choć trudno w to uwierzyć, biorąc pod uwagę, że ujawniać nie chciał go prezydent Lech Kaczyński. Macierewicz w USA mówi to co zwykle, ale na trzy tygodnie przed wyborami budzi to szczególne emocje, również dlatego, że jego wypowiedzi podlegają znacznej nadinterpretacji.

Według „Faktów" TVN wiceprezes PiS „pyta, czy Donald Tusk był agentem Stasi", choć w rzeczywistości przeczytał jedynie pytanie o takiej treści z sali. Medialne emocje są zaś dobrym paliwem dla PO, która w środę zrobiła w tej sprawie konferencję prasową szefa sztabu, briefing rzecznika rządu, a na koniec głos zabrała sama premier Ewa Kopacz.

Trudno się dziwić, że w wyborczej walce PO sięga po tematy, które według jej badań mogą pomóc zmobilizować jej elektorat. Ale każdy kolejny dzień z Macierewiczem jako głównym przekazem to temat bez pozytywnego komunikatu, który pomógłby przyciągnąć nowych wyborców. W tym sensie trudno zrozumieć strategię PO, bo podobny błąd popełniła w kampanii Bronisława Komorowskiego, próbując ogniskować dyskusję na in vitro i SKOK. Dla uważnych obserwatorów sceny politycznej płynie jasny komunikat: PO nie ma w tej chwili pomysłu, jak poprawić swoje wyborcze notowania.

Nie znaczy to jednak, że w PiS mają się z czego cieszyć. – Każdy dzień bez sporu o gospodarkę i inne dziedziny, w których PO jest źle postrzegana, nam szkodzi – słychać w sztabie PiS. W sytuacji, gdy sondaże pokazują dużą liczbę małych partii, które mogą przekroczyć próg wyborczy, szum medialny wokół wypowiedzi Macierewicza uderza w linię mozolnie budowaną od czerwca.

Beata Szydło jako nowa twarz miała symbolizować zmianę. Gdy oferta jest coraz bogatsza, trudno będzie utrzymać najbardziej labilnych wyborców.