Niemoc Rosji

Nikt nie ma wątpliwości, że to od Moskwy zależy rozwiązanie konfliktu na Ukrainie.

Publikacja: 23.11.2015 21:17

Andrzej Łomanowski

Andrzej Łomanowski

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Czy teraz, gdy rosyjskie samoloty bombardują Syrię, Kreml zakończy wreszcie donbaską awanturę? Choć bardziej właściwe byłoby pytanie, czy stać go na jednoczesne prowadzenie dwóch wojen w dwóch odległych od siebie miejscach.

Wszystkie logiczne przesłanki wskazują na to, że Europa może odetchnąć, gdyż go nie stać. Straty spowodowane sankcjami, ale przede wszystkim spadającymi cenami ropy, zmuszają Rosję do wprowadzania zmian nawet w priorytetowym dla Władimira Putina programie przezbrajania armii. Zachód – na który zwykliśmy ciskać gromy za chwiejność i niezdecydowanie w obliczu kremlowskiego ekspansjonizmu – tym razem zdaje się nie mieć żadnej chęci na połowiczne rozwiązania. A to odbiera Moskwie nadzieję na szybkie otrzymanie zapłaty za swoje wysiłki w Syrii – zapłaty w postaci zniesienia sankcji. Czyli że jesteśmy na dobrej drodze do ostatecznego zakończenia wojny na wschodniej Ukrainie.

Proste? Zbyt proste.

Przede wszystkim rosyjska elita władzy nie jest takim monolitem, jakim próbuje przedstawić ją jej własna propaganda. Mimo nadal niepodważalnego autorytetu prezydenta targają nią różne konflikty. Przykład pierwszy z brzegu: Rosja wysłała na Ukrainę mnóstwo swoich wojskowych, i to bardzo wysokich rangą. A teraz mieliby oni spokojnie wrócić do swoich jednostek gdzieś na Syberii czy w pobliżu koła podbiegunowego, nie dostawszy żadnych awansów, medali czy nie doczekawszy się przesunięcia w kolejce po służbowe mieszkanie? Narastające z dnia na dzień ostrzały ukraińskich pozycji w Donbasie świadczą o tym, że to byłby zbyt optymistyczny scenariusz.

A jest jeszcze druga strona – ukraińska. Coraz bardziej poirytowana milczeniem Zachodu wobec łamania rozejmu w Donbasie. Coraz bardziej zaniepokojona sugestiami, że zachodnie stolice mimo wszystko dogadały się z Moskwą za plecami Kijowa. A teraz Zachód miałby jedynie cisnąć Rosję, by uzyskać od niej jak najwięcej, na przykład lądową interwencję w Syrii. W zamian obiecując na przykład legalizację okupacji Krymu.

Na to Kijów nigdy się nie zgodzi, nie pozwoli też, by zapomniano o jego wojnie. Co właśnie możemy oglądać na granicy dzielącej Ukrainę i okupowany półwysep.

Czy teraz, gdy rosyjskie samoloty bombardują Syrię, Kreml zakończy wreszcie donbaską awanturę? Choć bardziej właściwe byłoby pytanie, czy stać go na jednoczesne prowadzenie dwóch wojen w dwóch odległych od siebie miejscach.

Wszystkie logiczne przesłanki wskazują na to, że Europa może odetchnąć, gdyż go nie stać. Straty spowodowane sankcjami, ale przede wszystkim spadającymi cenami ropy, zmuszają Rosję do wprowadzania zmian nawet w priorytetowym dla Władimira Putina programie przezbrajania armii. Zachód – na który zwykliśmy ciskać gromy za chwiejność i niezdecydowanie w obliczu kremlowskiego ekspansjonizmu – tym razem zdaje się nie mieć żadnej chęci na połowiczne rozwiązania. A to odbiera Moskwie nadzieję na szybkie otrzymanie zapłaty za swoje wysiłki w Syrii – zapłaty w postaci zniesienia sankcji. Czyli że jesteśmy na dobrej drodze do ostatecznego zakończenia wojny na wschodniej Ukrainie.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Michał Kolanko: „Zderzaki” paradygmatem polityki szefa PO, czyli europejska roszada Donalda Tuska
Komentarze
Izabela Kacprzak: Premier, Kaszub, zrozumiał Ślązaków
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Komentarze
Estera Flieger: Uśmiechnięty CPK imienia Olgi Tokarczuk
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego