Sprawy w Izraelu i Palestynie mają się coraz gorzej – pisał Michael Adams w 1985 r., dwa lata przed wybuchem pierwszej palestyńskiej intifady, zwanej Powstaniem Kamieni. Podziwiał wytrwałość Palestyńczyków w oporze i obawiał się o morale Izraelczyków, którzy stają się tym agresywniejsi, im bardziej są niepewni. Związany z uniwersytetem w Exeter korespondent brytyjskiej gazety „The Guardian” znał Bliski Wschód jak mało kto. Patrzył na region okiem badacza i reportera, to stara anglosaska tradycja. Pierwszy raz odwiedził Ziemię Świętą w 1967 r., zaraz po wojnie sześciodniowej, zakończonej błyskotliwym sukcesem Izraela nad połączonymi armiami państw arabskich. Zwycięzców ogarnęło surrealistyczne, jak się wyraził politolog z Hajfy i współzałożyciel włoskiego dziennika „Il Giornale” Dan Segre, poczucie mocarstwowości. Wpadli w amok i zamarzyli o odbudowie Wielkiego Izraela.