Pentameron: Koszmar i rozkosz bajki

Matteo Garrone ekranizuje okrutne, neapolitańskie opowieści z XVII wieku. „Pentameron" od piątku w kinach.

Publikacja: 26.10.2015 17:21

Foto: M2 Films

„Pentameron" to pierwszy film Matteo Garronego nakręcony w języku angielskim i do tego z wielkimi międzynarodowymi gwiazdami, m.in. Salmą Hayek, Vincentem Casselem, Johnem C. Reillym i Tobym Jonesem. Włoski reżyser proponuje kostiumową bajkę opartą na „Baśni nad baśniami" Giambattisty Basilego opublikowanej w pięciu tomach w latach 1634–1636.

Reżyser zaludnia ekran wyrazistymi postaciami. Są tu trzy rody królewskie. Królowa, która marząc o dziecku, jest gotowa na wszystko, nawet na skonsumowanie surowego serca potwora morskiego. Bracia bliźniacy rozdzieleni przez los. Księżniczka oddana obrzydliwemu ogrowi przez swojego nieobliczalnego ojca. I wreszcie władca zakochany w głosie kobiecym dochodzącym zza zamkniętych drzwi. Widz wie, że za tymi drzwiami żyją dwie staruchy, a stawką gry jest osiągnięcie wiecznej młodości.

Groza, zmysłowość, poświęcenie aktorów, którzy niejednokrotnie przechodzą w tym filmie granice psychicznego bezpieczeństwa, niesamowita scenografia, muzyka Alexandre'a Desplata, zdjęcia Petera Suschitzky'ego – wszystko to tworzy imponujące, barwne i pełnokrwiste widowisko filmowe. A jednak po obejrzeniu „Pentameronu" czuję niedosyt. I muszę przyznać, że to nie jest moje kino.

47-letni Matteo Garrone ma na koncie kilka filmów. Po skończeniu Akademii Sztuk Pięknych zadebiutował w 1997 roku niskobudżetowym „Terra di Mezzo", w 2002 roku do canneńskiej sekcji „Piętnastka reżyserów" trafił jego obraz „The Embalmer", w 2004 roku w konkursie berlińskim znalazła się „Pierwsza miłość". Ale tak naprawdę jego nazwisko stało się głośne dopiero cztery lata później, gdy za „Gomorrę" dostał najpierw Grand Prix w Cannes, a potem, w Kopenhadze, Europejską Nagrodę Filmową. Ten film o neapolitańskiej mafii bardziej niż pełne napięcia dreszczowce o ojcach chrzestnych przypominał obrazy zapamiętane z południowoamerykańskich opowieści o fawelach.

Garrone nie pokazywał przywódców kamorry, nie gloryfikował ich świata. Portretował rzeczywistość południowych Włoch. I ludzi, których strzelanina na ulicy nie dziwi. Dla bohaterów „Gomorry" praca dla mafii była jedynym sposobem na osiągnięcie życiowego sukcesu, wygrzebanie się z nędzy. A potem już zwykle nie mieli wyjścia. Bo bardzo łatwo jest przekroczyć granice prawa, ale trudno wrócić do normalnego świata. Nie dziwię się, że ten film zachwycił widzów, krytyków i wiele gremiów jurorskich na ważnych festiwalach.

Ale Garrone nie chciał zostać specjalistą od kina gangsterskiego. Uciekł w równie gorzkie, ale jednak znacznie bezpieczniejsze rejony. W „Reality", znów znajdując bohaterów w Neapolu, pokusił się o diagnozę współczesnych zachodnich społeczeństw, pokazał świat zatopiony w popkulturze, gdzie wszystkim, nawet marzeniami, manipulują specjaliści od marketingu i reklamy. A teraz, co prawda opierając się po raz kolejny na opowieściach neapolitańskich, próbuje zupełnie nowego gatunku.

– Postanowiłem zagłębić się w świat Basilego, bo jest mi on bliski. Jego bajki łączą realizm z fikcją podobnie jak moje filmy. W „Baśni nad baśniami" są wszelkie przeciwieństwa: zwyczajność i magia, dwór królewski i pospolita ulica, koszmar i rozkosz – mówi reżyser.

Część krytyków w „Pentameronie" się zakochała. Peter Bradshaw z angielskiego „Guardiana" dostrzegł w nim nawiązania do filmów Waleriana Borowczyka, Monty Pythona, „Alicji w Krainie Czarów". Ja tego zachwytu podzielić nie umiem. „Pentameron" nie jest oczywiście bajką dla dzieci. Bliżej mu do okrutnej tradycji braci Grimm niż opowiastek o Królewnie Śnieżce. Ogr nie ma tu gołębiego serca – jest brzydki i zły. Ludzie są chciwi. Monarchowie głupi, tchórzliwi i kapryśni. Kobiety próżne i nieliczące się z niczyimi uczuciami.

A jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Matteo Garrone zbanalizował tę opowieść, prześlizgnął się po jej powierzchni. Robiąc film  o neapolitańskich gangsterach, przełamywał schematy. Tutaj poszedł w dość banalne już dzisiaj spostrzeżenia. Zresztą znacznie bardziej od pogłębiania refleksji na temat natury człowieka interesowała go chyba zabawa formą. I po jakimś czasie ponad dwugodzinny „Pentameron" staje się zwyczajnie nudny. Przestaje wciągać. Powracające wątki nie ciekawią, a jedynym sympatycznym uczuciem jest miłość zdziwaczałego króla do wielkiej pchły.

Tak, wiem: artysta nie musi przez całe życie robić tego samego filmu. Ma prawo zmieniać styl i zainteresowania. Ale może jednak byłoby ciekawiej, gdyby Matteo Garrone pozostał przy swoich neapolitańskich gangsterach?

Więcej zdjęć z filmu „Pentameron": www4.rp.pl/pentameron

„Pentameron" to pierwszy film Matteo Garronego nakręcony w języku angielskim i do tego z wielkimi międzynarodowymi gwiazdami, m.in. Salmą Hayek, Vincentem Casselem, Johnem C. Reillym i Tobym Jonesem. Włoski reżyser proponuje kostiumową bajkę opartą na „Baśni nad baśniami" Giambattisty Basilego opublikowanej w pięciu tomach w latach 1634–1636.

Reżyser zaludnia ekran wyrazistymi postaciami. Są tu trzy rody królewskie. Królowa, która marząc o dziecku, jest gotowa na wszystko, nawet na skonsumowanie surowego serca potwora morskiego. Bracia bliźniacy rozdzieleni przez los. Księżniczka oddana obrzydliwemu ogrowi przez swojego nieobliczalnego ojca. I wreszcie władca zakochany w głosie kobiecym dochodzącym zza zamkniętych drzwi. Widz wie, że za tymi drzwiami żyją dwie staruchy, a stawką gry jest osiągnięcie wiecznej młodości.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rekomendacje filmowe: Komedia z Ryanem Goslingiem lub dramat o samobójstwie nastolatka
Film
Cannes 2024: Złota Palma dla Meryl Streep
Film
Mohammad Rasoulof represjonowany. Władze Iranu chcą, by wycofał film z Cannes
Film
Histeria - czyli historia wibratora
Film
#Dzień 6 i zapowiedź #DNIA 7 – w stronę maja, w stronę słońca
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił