Artyszak: Import zboża z Ukrainy do Polski jest realnym problemem

Wpływ rosyjskiego zboża na destabilizację światowego rynku jest oczywisty i nie można tego podważać, ale nie można umniejszać wpływu ukraińskiego importu na rynek Polski. Polemika z wnioskami raportu „Ziarno niezgody: analiza protestów rolniczych”.

Publikacja: 27.03.2024 15:40

Wpływ rosyjskiego zboża na destabilizację światowego rynku jest oczywisty

Wpływ rosyjskiego zboża na destabilizację światowego rynku jest oczywisty

Foto: Bloomberg

W związku z publikacją „Kilka ziaren prawdy” autorstwa Piotra Skwirowskiego („Rzeczpospolita” z 18 marca br.) jako pracownik najstarszej uczelni rolniczej w kraju – Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie czuję się w obowiązku przedstawienia polemiki.

Problemy rolników, choć realne, nie wynikają z Zielonego Ładu i zboża z Ukrainy – to wnioski, które płyną z raportu „Ziarno niezgody: analiza protestów rolniczych”. Został on przygotowany przez Instytut Finansów Publicznych. O ile z pierwszym twierdzeniem mogę się częściowo zgodzić, bo obowiązek ugorowania miał wejść w życie w tym roku, to z drugim – zdecydowanie nie.

Czytaj więcej

Kilka ziaren prawdy. Dlaczego tak naprawdę polscy rolnicy mają problemy

Cytowany w artykule dr Sławomir Dudek, prezes i główny ekonomista Instytutu Finansów Publicznych stwierdza, że absurdem jest mówienie o zalaniu Polski zbożem z Ukrainy. Wystarczyło obserwować sytuację na rynku zbóż przy granicy z Ukrainą po otwarciu granicy, aby wiedzieć, że to nieprawda. Autor dodaje, że import zboża ukraińskiego w stosunku do naszej produkcji, to mniej niż 3 proc. Jeśli jednak ilość sprowadzonych 1 mln ton odniesie się do zużycia krajowego (25 mln ton) to jest to 4 proc. Tak było w 2023 r., gdy import był możliwy w zasadzie do kwietnia, a zboże trafiało do nas od lata 2022 r. Autorzy „Rynku zbóż” z IERiGŻ–PIB podają, że w sezonie 2022/23 wjechało z Ukrainy do Polski blisko 2,8 mln ton zbóż. Dla porównania: z Rosji w 2023 r. sprowadzono 0 ton pszenicy i 2,1 tys. ton kukurydzy.

Nie tylko Rosja. Ukraina też ma wpływ na polski rynek zbóż

Wpływ rosyjskiego zboża na destabilizację światowego rynku jest oczywisty i nie można tego podważać, ale nie można umniejszać wpływu ukraińskiego importu na rynek polski i europejski. 20 marca br. COPA-COGECA oświadczyła, że umowa o bezcłowym handlu UE z Ukrainą jest nie do przyjęcia m.in. ze względu na dopuszczenie nieograniczonego importu pszenicy z Ukrainy od czerwca 2024 r.

W sytuacji, gdy nasza produkcja zbóż jest o 10 mln ton większa niż zużycie, to każda ilość ziarna, która do nas trafia, powiększa nadwyżkę na rynku i przy niewydolnych szlakach komunikacjach i portach utrudnia eksport. Dodatkowo, firmy skupowe, mogąc zgodnie z prawem kupować tańsze zboże ukraińskie, skrzętnie z tego korzystały. Straty ponieśli nie tylko rolnicy produkujący zboże, ale też firmy, które nie chciały kupować ukraińskiego zboża (takie też były).

Błędnym założeniem jest przyjęcie przez autorów raportu pełnej szczelności polskiej granicy. Tak nie jest, co od wielu miesięcy wskazują protestujący rolnicy. Zdarzają się przypadku nadużyć na granicach. Dlatego wszystkie służby kontrolne, nie tylko te podległe ministerstwu, muszą być wzmocnione i częściowo wymienione. Potrzeba dodatkowych osób i dodatkowych kontroli, aby uszczelnić granicę – przyznał minister Czesław Siekierski.

Związek Zawodowy – Celnicy RP w lutym br. alarmował: „System i obowiązujące procedury narzucone nam przez decydentów w Warszawie działają źle i nie zapewniają szczelności granicy. W naszej ocenie granica jest rozszczelniona. Nieszczelna granica to zagrożenie dla obywateli UE i budżetu państwa nie tylko pod kątem odpraw towarów rolno-spożywczych (…). Zgodnie z przyjętymi miernikami przez Ministerstwo Finansów mamy 31 minut (sic!) na dokonanie odprawy (…). Funkcjonariusze na przejściach kolejowych nie mają prawa skontrolować towaru, gdy nie mają na to polecenia”.

Jeśli służby są skuteczne, co robi wagon ze spleśniałą kukurydzą w Dorohusku?

O nieskuteczności działań naszych służb świadczy chociażby fakt postoju wagonów ze spleśniałą kukurydzą w Dorohusku od kwietnia 2023 r., gdy transport został zatrzymany przez nasze służby ze względu na kiepską jakość ziarna. Od rzecznika PKP Cargo usłyszałem, że wagony należą do przewoźnika z Ukrainy, a tory na których stoją, należą do spółki PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. Z kolei biuro prasowe spółki PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. poinformowało: „Wagony należą do spółki PKP Cargo i stoją na dwóch torach odstawczych na stacji Dorohusk zarządzanych przez PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. od kwietnia 2023 r. PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. kilkukrotnie występowały do PKP Cargo z wnioskiem o utylizację ładunków i usunięcie wagonów, a według posiadanych przez nas informacji, sprawa oczekuje na rozstrzygnięcie przez Służby Celne”.

O nieprawidłowościach w imporcie ukraińskiej mąki, której nie można sprowadzać, informował ostatnio Onet. Minister rolnictwa Czesław Siekierski potwierdził, że jest to poważny problem. W statystykach tego nie ma.

Następna kwestia, o której milczą autorzy raportu, a czego domagają się protestujący rolnicy, to zapewnienie bezpieczeństwa zdrowia i życia nas wszystkich – konsumentów. W produkcji rolnej na Ukrainie można stosować środki ochrony roślin zawierające substancje czynne, które w UE zostały zabronione ze względu na ryzyko zagrożeń dla zdrowia ludzi, zwierząt i środowiska. Dlaczego ziarno, które trafiało na nasz rynek nie jest w całości badane na obecność pozostałości tych związków? Z braku pracowników czy środków?

Postulowane zamknięcie granicy według autorów raportu jest złą receptą, bo nie spowoduje wzrostu cen zbóż, a wywoła działania odwetowe i być może zatrzymanie wymiany handlowej z Ukrainą. Jaki więc sens ma ewentualne zastosowanie dopłat do eksportu zboża przy otwartej granicy i wspomaganie oligarchów? Nie zauważyłem, aby Ukraina ustąpiła choćby o krok w kwestii eksportu do Polski artykułów rolno-spożywczych. Polska jest w stanie podjąć kroki odwetowe i może zablokować np. handel używanymi i luksusowymi samochodami, które obecnie stoją w długich kolejkach przed przejściami granicznymi. Samochody te nie stanowią pomocy wojskowej dla walczącego z Rosją naszego sąsiada.

Autorzy raportu postulują też poszukiwanie nowych rynków zbytu dla naszej żywności i dywersyfikację produkcji. O ile z pierwszą częścią zdania trudno się nie zgodzić, o tyle z drugą mam wątpliwości. Co nasi rolnicy mają siać zamiast pszenicy, kukurydzy, rzepaku, buraka cukrowego? Na pewno skorzystają z podpowiedzi, bo ja nie wiem, co im doradzić.

CV

dr hab. inż. Arkadiusz Artyszak, prof. SGGW

Kierownik Katedry Agronomii SGGW w Warszawie

W związku z publikacją „Kilka ziaren prawdy” autorstwa Piotra Skwirowskiego („Rzeczpospolita” z 18 marca br.) jako pracownik najstarszej uczelni rolniczej w kraju – Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie czuję się w obowiązku przedstawienia polemiki.

Problemy rolników, choć realne, nie wynikają z Zielonego Ładu i zboża z Ukrainy – to wnioski, które płyną z raportu „Ziarno niezgody: analiza protestów rolniczych”. Został on przygotowany przez Instytut Finansów Publicznych. O ile z pierwszym twierdzeniem mogę się częściowo zgodzić, bo obowiązek ugorowania miał wejść w życie w tym roku, to z drugim – zdecydowanie nie.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację