Pozycja PiS w sprawie UE jest wyjątkowo niekomfortowa. Trzeba siedzieć okrakiem na barykadzie i agitować równocześnie obywateli po obu jej stronach, w dodatku wykrzykując do nich zupełnie co innego. W wyborach samorządowych i parlamentarnych było łatwiej, bo można było zmienić temat. Teraz jednak potrzebna jest jasna deklaracja: czy kandydaci PiS chcą być wybrani do Parlamentu Europejskiego, by go umocnić, czy zburzyć? A może odpowiada im marginalna rola konserwatywnych reformatorów? Może liczą na dobre wyniki niemieckiej AfD, Marine Le Pen i innych skrajnie prawicowych ugrupowań, z którymi regularnie spotykają się w różnych europejskich miastach? To byłby długi marsz do tego, by coś w Unii znaczyć, nawet jeśli skrajna prawica urośnie teraz w siłę w PE. Czy PiS i prezes gotowi są na długi marsz?