Publikacja materiałów Zbigniewa Stonogi wywołała polityczną burzę. Szef Klubu PiS Mariusz Błaszczak domaga się komisji śledczej mającej zbadać aferę taśmową. – Chodzi o kompromitację, patologię władzy – mówi.
W środę przed Sejmem z wycieku ma się tłumaczyć prokurator generalny Andrzej Seremet. Jeszcze we wtorek wieczorem premier Ewa Kopacz wezwała do siebie m.in. szefów MON, MSW i resortu sprawiedliwości oraz koordynatora służb specjalnych.
Według prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego, byłego ministra sprawiedliwości, który w śledztwie taśmowym jest pełnomocnikiem prezesa NBP Marka Belki, fakt, że doszło do opublikowania w sieci akt śledztwa podsłuchowego jest skutkiem lekceważenia innych przecieków (materiały z tego śledztwa trafiły już w marcu do kilku redakcji). – Gdyby w kilku przypadkach winni przecieków stanęli przed sądem, nie byłoby naśladowców – dodaje. Zbigniew Stonoga we wtorek ujawnił w internecie 2,5 tys. stron akt śledztwa w sprawie tzw. afery podsłuchowej, jakie od roku prowadzi warszawska prokuratura po publikacji tygodnika „Wprost". – To materiały z 13 spośród ponad 20 tomów akt sprawy – mówi Renata Mazur, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Ujawnienie materiałów zbiegło się z faktem, iż w tym miesiącu prokuratura chciała kończyć śledztwo, a zmieniła decyzję, gdy USA zapewniły, że przychylą się do wniosku o pomoc prawną.
Sprawa z wyciekiem jest poważna, bo na zamieszczonych na profilu Stonogi skanach są obok zapisów z przesłuchań podejrzanych i świadków także ich pełne dane osobowe, w tym adresy, numery PESEL, a nawet dane szefa CBA Pawła Wojtunika.
Czego można się dowiedzieć z opublikowanych zeznań? Że kolacje polityków, ministrów z biznesmenami czy prezesami największych spółek (w tym państwowych) i banków były na porządku dziennym. Bywali tam nie tylko znani z artykułów „Wprost" smakosze ośmiorniczek, ale także np. Jan Bury – szef Klubu PSL, który miał się spotkać z Dariuszem Stolarczykiem, wiceprezesem Tauronu, czy milioner Michał Sołowow – z ministrem sportu Andrzejem Biernatem. Z zeznań kelnera, który powiedział śledczym, dlaczego nagrywał VIP-ów, wynika, że zaproponował mu to Marek Falenta (ten zaprzecza), by mieć dzięki temu wiedzę, która mogła mu się przydać w biznesie. Z ujawnionych akt wynika też m.in., że ABW sprawdzała, czy u podłoża publikacji „Wprost" nie leżał szantaż.