"Rzeczpospolita": Straszenie wojną z Rosją jest już dzisiaj uzasadnione?
Włodzimierz Cimoszewicz, senator, były marszałek Sejmu i premier. Nie powinniśmy ulegać strachowi. Nie wolno też posługiwać się strachem instrumentalnie. Jednak prawdą jest, że sytuacja międzynarodowa w naszym sąsiedztwie jest zła. Jeden nasz sąsiad napadł na drugiego, okupuje cześć jego terytorium i próbuje zastraszyć nie tylko najbliższe otoczenie, ale i cały tzw. Zachód.
Rosja kontynuuje agresywne działania, jej propaganda cofnęła się do czasów z początku lat 60., w społeczeństwie rosyjskim umacnia się szowinizm, opozycja jest brutalnie zwalczana przy wykorzystaniu wszelkich środków. Sytuacja gospodarcza Rosji, głównie w wyniku załamania cen ropy i upadku rubla ulega gwałtownemu pogorszeniu. Rezerwy, którymi dysponował Kreml topnieją jak śnieg na wiosnę. Nie sposób przewidzieć, do czego to doprowadzi. Obawiam się, że Putin się nie cofnie, ale raczej wybierze kolejna awanturę.
Zbigniew Brzeziński przekonuje, że Polska powinna się zbroić, kupować sprzęt, modernizować i zwiększać armię. Czy były doradca prezydenta USA ma rację, mówiąc, że powinniśmy liczyć na siebie, być w stanie jak najdłużej bronić się sami i że w efekcie NATO-wskich procedur Sojusz mógłby zareagować z opóźnieniem?
Wielkie wydatki zbrojeniowe całego świata to oczywiście bezsens. Zamiast poprawiać warunki życia setek milionów ludzi, ratować Ziemię przed skutkami bezmyślnej rabunkowej działalności, setki miliardów dolarów idą na rozwijanie potencjału zniszczenia. Ale w tym szaleństwie obowiązuje pewna logika. Pojedynczy kraj położony w regionie zagrożonym nie może chować głowy w piasek. Musi przyłączyć się do tego obłędnego pląsu. Dlatego w obecnych warunkach także Polska musi wzmocnić swoje zdolności obronne. Na pewno potrzebne są nam skuteczne, a wiec nowoczesne środki obrony przeciwrakietowej, przeciwlotniczej, przeciwpancernej i obrony wybrzeża.
Niezależnie od tego, czy NATO pomoże nam w razie katastrofy natychmiast, czy po kilku dniach, musimy sami być zdolni do kąśliwej, zniechęcającej agresora obrony. Potrzebne jest wznowienie ćwiczeń rezerwy, spokojne edukowanie społeczeństwa, jak się zachować w razie kłopotów.
Wciąż istnieje ryzyko, że Ukraina zniknie z mapy świata?
Niestety tak. W mniejszym stopniu z powodu dalszej agresji Rosji, bo ta raczej będzie wzmacniała opór Ukraińców. Bardziej dlatego, że to kraj fatalnie funkcjonujący, rozkradziony, skorumpowany i chyba nie do końca rozumiejący, że jedynym wyjściem jest ucieczka do przodu. Niezbędne radykalne zmiany są konieczne, ale tak jak przez poprzednie 25 lat wywołują obawy.
W pewnym stopniu Ukraina przypomina mi Polskę w XVIII wieku. Magnateria (czyli oligarchowie) egoistycznie broniąca swoich interesów nawet za cenę upadku państwa, politycy hałaśliwi i niezdecydowani. Kiedy u nas zwyciężyli zwolennicy reform, było już za późno.
Co Polska i UE mogą i powinny zrobić dzisiaj dla Ukrainy?