Troska o pamięć wzmacnia Polskę - rozmowa z Mateuszem Morawieckim

Mateusz Morawiecki: Wielu ludziom opozycji nikt nie powiedział nawet „dziękuję". Dlatego im pomagamy.

Publikacja: 10.08.2014 19:32

Troska o pamięć wzmacnia Polskę - rozmowa z Mateuszem Morawieckim

Foto: Fotorzepa, Tomasz Jodłowski TJ Tomasz Jodłowski

Pański bank jest znany ze wspierania patriotycznych projektów. Dlaczego to robicie?

Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK:

Dla młodego pokolenia twarzami antykomunistycznej opozycji są ludzie ciągle pokazywani w mediach, dla których rok 1989 był początkiem pasma sukcesów, przywilejów oraz kariery w polityce i biznesie. A na przykład „Encyklopedia Solidarności", którą wspieramy, przypomina o tysiącach działaczy zupełnie dziś zapomnianych, którzy ponieśli ofiary największe – byli skazywani nawet na dziesięć lat więzienia czy torturowani prądem elektrycznym, co naprawdę jeszcze w latach 80. na polskiej prowincji się zdarzało.

Czy nie są docenieni?

Tym ludziom, którzy walce o wolną Polskę poświęcili swoje zdrowie, bezpieczeństwo swych rodzin, całe lata swego życia – często nikt nie powiedział „dziękuję".

Ile pieniędzy wydaliście na „Encyklopedię"?

Nie mogę ujawnić tej kwoty. Zdecydowaliśmy jednak, że będzie ona spora, gdy zorientowaliśmy się, że jest to dzieło tworzone mrówczą pracą bardzo rzetelnych, zdeterminowanych i nieliczących na zarobek entuzjastów. Podobnych do tych wspaniałych, bezimiennych ludzi solidarnościowego podziemia.

Proszę mi wierzyć – młodzi Polacy są naprawdę świetni. Spójrzmy na przykład na naszych informatyków

Wspieracie też badania na Łączce na warszawskich Powązkach.

W miarę naszych możliwości staramy się wspierać służące narodowej pamięci przedsięwzięcia wypełniające luki najbardziej wymagające uzupełnienia, nad którymi z pasją pracują ludzie najbardziej kompetentni. Stąd nasza pomoc dla identyfikacji bohaterów pogrzebanych na Łączce, dla filmów, takich jak „Czas honoru", „1920" czy „Czarny czwartek", dla pomników Żołnierzy Wyklętych czy dla miejsc pamięci, wystaw, rekonstrukcji i publikacji.

Współpracujemy z Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Historii Polski i wieloma instytucjami, które odbudowują pamięć w społeczeństwie po epoce PRL. Niemcy już w latach 40. XX wieku dysponowali niemal pełną listą swoich zabitych w II wojnie światowej; już wtedy stworzyli nawet archiwum, w którym losowi każdego tzw. wypędzonego poświęcono teczkę wypełnianą dokumentami i relacjami. My mamy wiele do nadrobienia.

Dlaczego jest to tak ważne?

Pozycja Polski dzisiaj w jakimś stopniu zależy również od tego, jak potrafimy dbać o naszą pamięć, o prawdę historyczną i elementarną sprawiedliwość. Wierzę, że dokładając małą cegiełkę do tych wartości, przyczyniamy się również do wzmocnienia kraju.

BZ WBK, należący do hiszpańskiego Santandera, współrealizuje też projekt społeczny, który umożliwia współpracę uniwersytetów. W lipcu na ich zjeździe w Rio de Janeiro było blisko 1,5 tys. rektorów. Do czego wam to potrzebne?

Jesteśmy pewni, że nauka i edukacja przekładają się na praktyczne korzyści dla gospodarki. Jeśli dwa światy, nauki i biznesu, się spotykają, stanowi to ogromną wartość. W Polsce takie spotkanie jest szczególnie potrzebne, bo nauka i biznes nadal funkcjonują rozdzielnie.

To pozostałość po czasach sprzed przełomu 1989 roku.

Uniwersytety wciąż, jak w PRL, są osobnymi światami?

Po części tak. Świat nauki i świat codziennych realiów biznesowych nie przystają do siebie tak, jak powinny. Nie tworzą wzajemnych relacji i sprzężeń zwrotnych, nie korzystają ze swoich doświadczeń. A my jako bank mamy klientów zarówno w środowisku nauki, jak i biznesu. Będąc podmiotem, który stoi pośrodku, możemy i chcemy łączyć obie strony.

Ale to jest cały czas ogólny poziom, o którym wszyscy mówią. Co konkretnego robicie?

Nasze projekty nie tylko zbliżają do siebie naukę i biznes, co sprawia, że te dwa światy się przenikają. Przykładowo, w naszej działalności wykorzystujemy prace dyplomowe magistrów, zamawiając ich tematy. W zamian oferujemy możliwości sprawdzenia poprawności założeń teoretycznych na naszych systemach i naszych danych. Inny przykład: współpracujemy z wydziałami matematycznymi, technicznymi i politechnicznymi uczelni wrocławskich. Setki specjalistów najpierw na naszych bazach opracowują mapy ryzyka biznesowego, potem sprawdzają je na milionach naszych transakcji. Na samym końcu są zatrudniani w naszych zespołach.

Wychowujecie sobie zatem pracowników. A co zyskuje druga strona?

Rozwijanie współpracy między bankiem a środowiskiem akademickim opłaca się wszystkim. Jeśli chodzi o studentów, to dzięki temu, że dajemy im niezłą pracę, oni nie emigrują i tworzą w Polsce wysokiej jakości etaty. Dla młodego człowieka to ogromna przewaga konkurencyjna, jeśli może wejść na rynek pracy z konkretnym doświadczeniem w dużej instytucji. Także uczelnia korzysta na współpracy z bankiem: prowadząc nabór wśród maturzystów, może się pochwalić, że jej absolwenci odbywają praktyki w biznesie i łatwiej znajdują pracę.

Uczelnie lepiej wiedzą, czego powinny uczyć studentów – dostają od nas taką informację. Co więcej, na niektórych uczelniach, z którymi współpracujemy, sami prowadzimy zajęcia. Wykładowcami są nasi najlepsi specjaliści. Tak jest np. na uniwersytetach Gdańskim i Ekonomicznym w Krakowie.

To jest jednak biznes. Jak wy na tym jeszcze korzystacie?

Santander Universidades to element biznesu, ale także część społecznej odpowiedzialności banku. Nasze ewentualne korzyści wiążą się z tym, że wykształceni i przedsiębiorczy młodzi Polacy to lepiej działająca gospodarka. A taka gospodarka jest oczywiście w interesie banku. Ale generalnie działamy w obszarze wspierania nauki, ponieważ wierzymy, że świat uniwersytecki żyje według wielu wartości spójnych z naszymi. Chodzi m.in. o dbałość o rozwój społeczności lokalnych.

Ale zapewne liczycie też na to, że wychowacie sobie przyszłych klientów. Proponujecie przecież studentom wasze konta.

Oczywiście jako bank uniwersalny mamy specjalną ofertę również dla młodych ludzi poniżej 26. roku życia. Studenci są dla nas bardzo ważnymi klientami, stąd też m.in. unikalna rzecz: legitymacje studenckie z funkcją karty płatniczej.

A jak oceniacie jakość absolwentów polskich uczelni? Prezes PZU Andrzej Klesyk uważa, że szkoły wyższe są fabryką bezrobotnych.

Najkrótsza odpowiedź: jakość edukacji polskich studentów oceniamy różnie. Generalnie jest tak, że prowadzimy wielostopniową selekcję kandydatów do pracy. Po drodze odpada wielu, ale ci, którzy zostają i są przyjmowani do pracy, to osoby bardzo dobrze przygotowane – także, co może zaskakiwać, w porównaniu z młodymi pracownikami z innych krajów.

W Grupie Santander możemy porównywać jakość kadry w wielu bankach na całym świecie i proszę mi wierzyć, że polscy pracownicy wypadają dobrze. Przykładowo, ogromne osiągnięcia mamy w zarządzaniu ryzykiem. Nasze rozwiązania są kopiowane w innych krajach.

Skąd zatem przekonanie, że polskie uczelnie źle kształcą?

Jako bank nie odczuwamy tego zbyt mocno, być może także dlatego, że wielu naszych pracowników „wychowujemy" na etapie edukacji. Ale mam doświadczenia z całego świata i proszę mi wierzyć – młodzi Polacy są naprawdę świetni. Spójrzmy np. na naszych informatyków. To jest ścisła światowa czołówka!

To prawda. Pisaliśmy niedawno w „Rz", że radzą sobie świetnie, nie pojechali nawet za granicę, gdy kusili ich Niemcy.

W Banku Zachodnim WBK pracuje grubo ponad 1 tys. informatyków; żartem można byłoby powiedzieć, że jesteśmy dużą firmą informatyczną. I nasze doświadczenia są jednoznaczne: informatycy to cichy, ale wielki sukces Polski. Powinniśmy ten diament szlifować i dbać o niego, by gdzieś nie zgubić. Wiedza i specjalizacja w informatyce mogą się stać silnym, naprawdę silnym magnesem, którym moglibyśmy ściągać nad Wisłę zagraniczne firmy. Nasi informatycy zapewniliby im pierwszorzędną obsługę IT.

To chyba jednak za mało. Polska jest jednym z nielicznych krajów, które w systemie podatkowym nie widzi wysiłku innowacyjnego firm. Czy biznes oczekuje zmiany tego podejścia?

Biznes jak najbardziej oczekuje wspierania innowacyjności przez państwo. Tak się dzieje na całym świecie. Przy prezydencie USA pracuje specjalna rada naukowców, która wyszukuje innowacyjne trendy z największym gospodarczym potencjałem. Dobrze, że importujemy kapitał, ale powinniśmy go także eksportować, a dodatkowo prowadzić innowacyjne projekty tu, w kraju. W ten sposób często dążymy też do repatriacji obecnych na naszym rynku firm (ich odkupywania przez krajowych inwestorów – red.), co jest pożądane dla naszej gospodarki. W tym kontekście dostrzegamy silną potrzebę wprowadzenia zachęt dla inwestycji w innowacje.

Rząd powtarza jednak, że w następnej perspektywie unijnej, na lata 2014–2020, jest mnóstwo pieniędzy na badania czy innowacje. Czy to wystarczy?

Zgadzam się ze strategią przesuwania akcentów w kierunku budowy gospodarki opartej na wiedzy. Ważna jest także jakość zmian. Unijne pieniądze mogą iść ślepym torem konsumpcji, nie do końca potrzebnych inwestycji, albo się przyczynić do rozwoju kraju. Przyczynią się, jeśli zwiększą nasz potencjał w dziedzinie wykorzystania technologii.

Jak?

Jeśli rząd wprowadziłby ulgi na innowacje, ryzyko obojętnego z punktu widzenia rozwoju kraju wykorzystywania unijnych środków zmalałoby, bo to firmy podejmowałyby decyzje o inwestycjach. W przypadku środków z UE decyzje podejmują często urzędnicy. Do tego publiczny pieniądz jest łatwiejszy i, niestety, dlatego często mniej szanowany. Sztuka polega na tym, by innowacje, które rodzą się w laboratoriach, znalazły zastosowanie w gospodarce.

Czy kapitał ma narodowość?

Oczywiście. Do kryzysu w 2008 roku świat wolał o tym nie pamiętać w epoce „końca historii" po zimnej wojnie. Trochę zapomnieliśmy, że „business is business" w każdej epoce. Naturalne więc było, że zagraniczne podmioty używały narracji o kapitale bez narodowości, by na słabszych rynkach zyskać przewagę na wszelkich możliwych polach. Tymczasem o narodowe interesy warto zabiegać, w gospodarce przede wszystkim. Bo silniejszy polski kapitał to większa konkurencyjność naszego kraju i lepsza sytuacja jego obywateli. To także lepiej dla tych firm zagranicznych, które budują konkurencyjny biznes u nas w kraju.

— rozmawiał? Bartosz Marczuk

Mateusz Morawiecki od 2007 roku kieruje Bankiem Zachodnim WBK. ?Syn Kornela, w czasach PRL twórcy „Solidarności Walczącej". Sam też ?ma bogatą kartę opozycyjną. Od 1980 roku m.in. drukarz niezależnego pisma „Biuletyn Dolnośląski" i kolporter ?prasy podziemnej.

Pański bank jest znany ze wspierania patriotycznych projektów. Dlaczego to robicie?

Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK:

Pozostało 99% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO