W Polsce jest prawie 360 tys. placówek uprawnionych do sprzedaży leków. Z tego zaledwie 13 tys. to apteki. Znaczną większość stanowią supermarkety, warzywniaki czy stacje benzynowe. A jak wiadomo, w nich łatwiej nabyć leki. Przy okazji kupna chleba i mleka w supermarkecie ręka klienta sama sięga na półkę z lekami. I wrzuca do koszyka apapy, paracetamole czy ibupromy. Często nie dlatego, że akurat boli głowa, ale na zapas. Gdyby nagle pojawiła się migrena lub ból zęba.
Półki supermarketów są jednak pełne nie tylko tabletek przeciwbólowych. Gros produktów stanowią suplementy diety, które Polacy również chętnie kupują i zjadają. Wierzą, że vigory czy skrzypowity w tabletkach zapewnią im zdrowie i dobre samopoczucie.
Według Naczelnej Rady Aptekarskiej w obrocie pozaaptecznym jest obecnie ponad 3 tys. leków. Łykamy je bez jakiejkolwiek konsultacji z lekarzem czy farmaceutą. Sugerujemy się radami Goździkowej i lekarzy-aktorów występujących we wszechobecnych i zalewających nas reklamach leków i suplementów diety.
Drogie suplementy
Rynek suplementów diety rozwija się bardzo dynamicznie. Wart jest 3 mld zł. Należy jednak pamiętać, iż suplement to nie lek. To żywność. A jej spożywanie w coraz większej ilości może niepokoić.
– Suplementy mogą szkodzić zdrowiu, bo tak naprawdę nie wiadomo, co w nich jest. Skoro nie są lekami, nie przechodzą tak dokładnej procedury rejestracji chociażby przed Urzędem Rejestracji Leków – mówi Wojciech Matusewicz, prezes Agencji Oceny Technologii Medycznych. Podkreśla, że chociaż suplementy lekami nie są, to często się okazuje, że zawierają substancje czynne. Czyli składniki leków.