Z pierwszego dokumentu, sygnowanego także przez kobietę, wynika, że w procedurze rozrodu wspomaganego jest mowa o jednym zarodku. W innych dokumentach przyszła matka oświadcza wszak, że oboje rodzice pragną przeniesienia do macicy dwóch. W sądzie wyjaśniła jednak, że zdecydowała się wbrew woli męża na dwa zarodki, ponieważ to zwiększało szansę na zajście w ciążę. Sąd rejonowy w Malmö orzekł, że każde dziecko ma prawo do dwojga rodziców. Ojcostwa zaś nie można unieważnić, ponieważ mężczyzna sam wyraził zgodę na rozród wspomagany. I to, że aprobata odnosiła się tylko do jednego zarodka, nie oznacza, że zgodę można anulować. W opinii sądu, jeżeli mężczyzna chciał się upewnić, że jego życzenie jest uwzględniane, powinien skontaktować się z lekarzem w Rydze, czego nie uczynił.
Sąd apelacyjny podtrzymał decyzję rejonowego, twierdząc, że mężczyzna zdecydował się być rodzicem jednego lub większej ilości dzieci, ponieważ w zabiegach in vitro nigdy nie można wykluczyć narodzin bliźniaków. Jedyną możliwością uniknięcia ojcostwa byłoby wycofanie zgody na pozaustrojowe zapłodnienie, na co jednak ojciec się nie zdecydował – zastrzegł sąd. Sąd Najwyższy podkreślił z kolei, że bycie ojcem ma większe znaczenie niż niechęć do posiadania bliźniaków.
Zdaniem ekspertów wyrok może wpłynąć na to, że pary zaczną przywiązywać większą wagę do konsekwencji wyrażenia aprobaty na in vitro i możliwości wycofania się z procedury. Według kodeksu rodzicielskiego z ojcostwa można zrezygnować, jeżeli mężczyzna nie jest biologicznym ojcem dziecka. Tak wszak było w opisywanej sprawie. Kodeks jednak mówi o tym, że mężczyznę przystającego na zabieg in vitro żony uznaje się za ojca.
„Wyrok jest bez precedensu i okoliczności należą do szczególnych. Należy spodziewać się jednak, że ten rodzaj rozpraw będzie częstszy w miarę postępów w medycynie"– orzekł w komunikacie prasowym Svante O Johansson z Sądu Najwyższego.
Trudno się z tą opinią nie zgodzić, z tym zastrzeżeniem, że procesy staną się też coraz bardziej skomplikowane. Nie tylko ze względu na możliwości, jakie stwarza medycyna, ale także wobec coraz bardziej mozaikowych konstelacji rodzin. Dziesięć lat temu miał miejsce proces, który można porównać z obecnym. 39-latek z Örebro był dawcą spermy dla kobiety żyjącej w związku lesbijskim. Kobiecie urodziły się trojaczki. Kiedy para się rozstała, matka dzieci wystąpiła o alimenty. Doprowadziła sprawę do Sądu Najwyższego, gdzie spór, jak w niższych instancjach, został rozstrzygnięty na jej korzyść. Sąd nałożył na mężczyznę obowiązek płacenia alimentów na trzech synów, których ojcostwo wcześniej poświadczył, by, jak mówił, pomóc parze. Zawarł jednak z kobietami umowę, że odpowiedzialność za trojaczki spoczywa jedynie na nich, a on będzie widywał synów jedynie sporadycznie. Kiedy jednak partnerka porzuciła biologiczną matkę dzieci, nie miała powodu jej wspierać finansowo. Dlatego matka trojaczków zwróciła się do mężczyzny o alimenty.
W Szwecji legislacja zmieniła się już dawno i lesbijskie pary mają prawo do pozaustrojowego zapłodnienia w państwowych placówkach zdrowia. Rozwiązana też została kwestia, czy można wyrazić życzenie tytułowania się tatą tylko jednego dziecka urodzonego z in vitro.