Janusz Lewandowski: PiS zrujnowałby Polskę

Z naszym programem jest tak jak z zegarkiem, który jest skomplikowany wewnętrznie, ale prosty w użyciu – zapewnia polityk PO Janusz Lewandowski.

Aktualizacja: 01.10.2015 14:11 Publikacja: 30.09.2015 21:04

Rozmawiam z Ministerstwem Finansów na temat publicznego kalkulatora, który umożliwiłby każdemu oblic

Rozmawiam z Ministerstwem Finansów na temat publicznego kalkulatora, który umożliwiłby każdemu obliczenie jego podatku – mówi Janusz Lewandowski

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Dlaczego to pan zaprosił kandydatkę PiS na debatę ekonomiczną?

Janusz Lewandowski, przewodniczący Rady Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów, europoseł PO:
Beata Szydło jest wiceszefową Komisji Finansów Publicznych i dlatego jest partnerem w rozmowie o polskiej gospodarce.

A czy to nie Ewa Kopacz powinna debatować z kandydatką PiS na szefową rządu?

Mamy problem z rozpoznaniem rzeczywistych ról w PiS. Ewa Kopacz jest premierem oraz szefową PO i chce debatować z szefem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Pani Szydło jest wiceprezesem partii oraz kandydatką na funkcję, o której przesądzi wynik wyborów. To Jarosław Kaczyński powinien stanąć do debaty z Ewą Kopacz.

PiS zaprezentował kampanijny spot, w którym pańską karierę przedstawia jako historię „wyprzedawania polskich przedsiębiorstw", wypomina zarobki europosła – ponad 50 tys. zł – i to, że arogancko pan zapewnia, iż w Polsce nie ma głodnych dzieci.

Ataki personalne są wyrazem bezradności PiS w obliczu propozycji programowej PO, przy której ich własne obietnice okazują się beztroskim i szkodliwym rozdawnictwem pieniędzy. Język spotu, odkurzający prywatyzacyjne uprzedzenia, wzięty jest żywcem z Tymińskiego i Leppera. Trafiło jednak na kogoś obytego z nagonką personalną nie mniej niż Balcerowicz. Boli mnie jedynie to, co z perspektywy dzisiejszej wiedzy mógłbym zrobić lepiej. Jakaś moja cegiełka tkwi w tym niezwykłym dziele zbiorowym Polaków, jakim jest gospodarka 2,5 razy silniejsza niż w roku 1990. Czy Mastalerek (twórca spotów PiS – red.) i jemu podobni potrafiliby wskazać cokolwiek własnego? Zarobkami zaś potrafię się dzielić i mógłbym tym zawstydzić europosłów PiS, którzy też zarabiają w euro. Tyle o spocie.

Porozmawiajmy o programie Platformy. „Jest on dość skomplikowany, by go wyjaśnić" – powiedziała o waszym projekcie systemu podatkowego Joanna Mucha. Dlaczego nawet rzeczniczka kampanii PO ma problem z wytłumaczeniem, o co w nim chodzi?

Z naszym programem jest tak jak z zegarkiem, który jest skomplikowany wewnętrznie, ale prosty w użyciu. Wyliczenia i pobór podatku spadają na aparat skarbowy lub wyspecjalizowaną agencję płatniczą. Rozpatrywane są różne warianty zorganizowania tego procesu i tym samym innego podziału pracy wewnątrz administracji. Na nią spada ciężar, podatnik jest odciążony.

Skąd taka fatalna komunikacja w przedstawieniu programu PO?

Nasz komunikat nie jest tak prosty jak 500 zł na dziecko czy 8000 zł kwoty wolnej. Po stronie PiS prostota kończy się wtedy, gdy padają proste pytania: skąd wziąć, komu zabrać, jaki skutek dla finansów i rodzin? Proste pytania demaskują puste obietnice. Nasza propozycje, zupełnie nowego systemu podatkowo-składkowego jest trudniejsza do komunikowania. Ale nie sposób jej zrozumieć, jeżeli się widzi tylko punkt docelowy, a nie drogę do celu.

Czyli?

Dziś mamy na rynku pracy sztuczne zatrudnienie na umowy cywilno-prawne, zamiast na umowy o pracę, tylko po to, by nie płacić składek na ZUS. Wczorajsza zaleta – elastyczność rynku, gdy Polska broniła się przed kryzysem, dziś zamienia się w patologię. Do tego mamy dużą szarą strefę.

By zmniejszyć skłonność przedsiębiorców do konkurowania dumpingiem socjalnym, wprowadzamy oskładkowanie umów zleceń oraz „grant na start", który pokrywa składkę ubezpieczeniową osoby wchodzącej na rynek pracy przez pierwsze dwa lata jej zatrudnienia, w wysokości do 4 tys. zł rocznie. Finansuje się to z oskładkowania umów cywilnoprawnych. Wprowadzamy także minimalną płacę godzinową w przypadku umów cywilnoprawnych.

A jednolity kontrakt, który ma zastąpić wszystkie formy zatrudnienia?

To już jest docelowa forma świadczenia pracy, wprowadzona nie wcześniej, niż w roku 2017. Uprawnienia pracowników rosną wraz z narastaniem stażu pracy. W tym nowym systemie każdy pracownik, który spełnia definicję kodeksowej pracy powinien przechodzić na jednolity kontrakt. Oczywiście nie chcemy wylewać dziecka z kąpielą. Pozostają prawdziwe umowy o dzieło, nie ruszymy też samozatrudnionych, choć wiemy, że samozatrudnienie również jest nadużywane. Słabowita dziś Państwowa Inspekcja Pracy musi lepiej tropić patologie rynku.

Jakie podatki i składki w jednolitym kontrakcie?

To będzie podatek skonsolidowany, nie można go porównywać z obecnymi 18 i 32 proc., ma on zawierać w sobie podatek dochodowy oraz składki na ZUS i NFZ. W tym nowym systemie, wysokość stawki będzie wynosić od 10 do maksymalnie 39,5 proc. Dodam, że dziś jest to 43,5 proc. zabierane jako maksymalna danina państwowa.

A co pośrodku?

Nie ma stawek, ani progów podatkowych, do czego Polacy są przyzwyczajeni. Opodatkowanie będzie liczone indywidualne, w zależności do dochodów i liczby członków w rodzinie, a jego wysokość będzie płynnie rosła. Nikt na tym systemie, z wyjątkiem bardzo zamożnych singli, nie straci. Nowość, obok konsolidacji PIT i składek, to rozliczanie się z wspólnie dziećmi i dotowanie składek ZUS i NFZ przez budżet dla rodzin o niskich dochodach.

Ale co powiecie Polakom, gdy zapytają, jakie w tej nowej koncepcji mają płacić podatki?

Już pytają, dlatego upubliczniamy skutki podatkowe i dochodowe dla rozmaitych wariantów rodzinnych. Widziałem je na łamach „Rzeczpospolitej". Nie bagatelizuję problemu z jasnym komunikatem, który nadajemy w gorącym czasie wyborczym.

Zastanawialiśmy się, czy nie zrobić prostych ruchów – obniżek stawek VAT czy PIT. Byłby to czytelny ruch, proste rozwiązanie. Ale po pierwsze, ze względu na napięcia budżetu, jakie powstały m.in. po zrealizowaniu prorodzinnych zapowiedzi z exposé premier Kopacz, byłoby to ryzykowne. Po drugie, mało efektywne. Po co mniej zamożnym obniżka PIT czy wyższa kwota wolna, skoro oni nie płacą tego podatku? Stąd program dwukrotnie tańszy dla budżetu, ale lepiej adresowany. Rodzina z dwójką dzieci, w której pracuje jedna osoba na minimalne wynagrodzenia, odprowadza 8,8 tys. zł składek, a jej obciążania fiskalne wynoszą 30 proc. My zmniejszamy je do 10 proc., dzięki czemu może wzrosnąć płaca netto – o 5 tys. zł.

To nie mogliście podczas konwencji wyborczej przedstawić tej idei popartej wyliczeniami i szerszym opisem? Bo dziś jest ona rozbierana na czynniki pierwsze i wciąż pojawia się więcej pytań niż odpowiedzi.

Całą energię skupiliśmy na treści, a nie na sposobie sprzedania tego. Odwrotnie niż PiS, gdyż mamy krytycznych wyborców, a oni bezkrytycznych wyznawców.

Ale jesteście też partią rządzącą, co wymaga od was większej wiarygodności.

Jesteśmy w stanie obronić nasz program, wszystkie wyliczenia. I to robimy w kolejnych odsłonach. Rozmawiam z Ministerstwem Finansów na temat publicznego kalkulatora, który umożliwiłby każdemu obliczenie jego podatku, albo, lepiej, internetowego okienka „pytasz, masz odpowiedź". Rzecz bowiem w założeniach, a nie w obliczeniach. Komputer obliczy podatek każdej rodziny z dokładnością do trzeciej cyfry po przecinku, ale trudniej jest oszacować, ile z ponad miliona umów cywilnoprawnych wejdzie do systemu jednolitego kontraktu i podatku oraz na ile zmniejszy to milionową, szarą strefę.

Sami ujawniamy te pytania oraz skutki budżetowe, w przeciwieństwie do naszych oponentów. Realizacja ich głównych postulatów – 500 zł na dziecko, 8 tys. kwoty wolnej, podniesienie emerytury do minimum socjalnego to koszt 60 mld zł rocznie. Nie wierzę, że to przeprowadzą, choć uparcie obiecują. Oznaczałoby to co najmniej podwojenie deficytu. A tego inwestorzy na rynkach finansowych i Unia Europejska już by nam nie wybaczyli. Mieliśmy ogromny kredyt zaufania, nawet energetykę węglową tolerowali, ale kwestia uchodźców i Kaczyński na horyzoncie zmieniają postrzeganie Polski.

Od czasu Tymińskiego nie było takiej hodowli gruszek na wierzbie, jakie proponuje PiS. Powtórzę: obietnice obciążające budżet 50-60 mld zł rocznie to jest podwojenie dziury budżetowej. Spełnienie obietnic PiS skończyłoby się ruiną finansów publicznych.

Jak pan ocenia pomysł PiS na 15-proc. stawkę CIT dla małych firm?

Czysta improwizacja po tym, gdy przeciekły zapowiedzi, że PO idzie z rewolucyjnym programem na konwencję w Poznaniu. Tak jak kwota wolna rozmija się z problemem uboższych rodzin, kwestia CIT jest wtórna wobec problemu sukcesji setek tysięcy małych firm rodzinnych, które urosły i chcą się przekształcić w formy prawne, co dostrzegamy i na co dajemy odpowiedź w naszym programie.

Dlaczego podczas konwencji Platformy nie było nic o propozycji likwidacji KRUS?

PO jest w koalicji z ludowcami. Tyle.

Jak pan ocenia pomysł Andrzeja Dudy pomocy dla frankowiczów? Prezydent chce dać możliwość przewalutowania kredytów hipotecznych wszystkim dłużnikom, niezależnie od tego, jak duże mieszkanie czy dom kupili za pożyczone w banku pieniądze.

Prezydent zaprezentował chciejstwo, które w gospodarce ma krótkie nogi. Im więcej kandydat na prezydenta Duda mówił o przewalutowaniu wedle kursu z dnia zaciągnięcia kredytu, tym bardziej osłabiał kurs złotówki wobec franka. W ten sposób utrudniał rozwiązanie tego problemu. Każde rozwiązanie, które oznaczałoby ok. 40-50 mld zł strat banków, konsumujące dużą część aktywów, podważa bezpieczeństwo systemu bankowego.

Prezydent chce być hojny dla wszystkich frankowiczów.

Jest głową państwa, a nie kandydatem, który obiecuje wszystko wszystkim, nie bacząc na skutki. Prezydent zapomina, że banki to nie jest tylko strona umów z frankowiczami, stanowiących jedną czwarta kredytów hipotecznych w Polsce. Banki to jest dobrowolne miejsce oszczędzania 24 mln Polaków, bo tyle osób trzyma pieniądze w bankach. Są to bezpieczne oszczędności, bo nasze banki w kryzysie sprawiły się lepiej niż na Zachodzie. Teraz, paradoksalnie, zagraża im prezydent ze swoimi pomysłami. Doić banki – jakże dobrze się to sprzedaje, choć już są wydojone na rzecz ratowania SKOK ochranianych politycznie przez PiS.

Temat SKOK przeminął.

Niestety, nie przeminął. Jeśli rację ma Komisja Nadzoru Finansowego, to problemem nie są tylko „Wołomin", bezczelnie wiązany z prezydentem Komorowskim, i „Wspólnota" oraz „Wesoła", ani nawet transfer milionów złotych do luksemburskiej spółki SKOK Holding, lecz katastrofalna niegospodarność całego systemu. Złe kredyty są przekleństwem SKOK, które zasługują na zarząd komisaryczny.

Brzmi jak represja polityczna.

Nie. To autentyczna troska o setki tysięcy ludzi, którzy zaufali SKOK w sytuacji, gdy ponad 80 proc. tych instytucji ma realizować programy naprawcze, czyli okazały się niegodne zaufania!

Prezydent przestępuje do legislacyjnej ofensywy. Skierował do Sejmu projekt ustawy reformy emerytalnej. W kampanii obiecywał również kwotę wolną od podatku - co najmniej 8 tys. zł.

Andrzej Duda jest prezydentem mojego kraju, moim prezydentem. Jego obietnice z kampanii, które mogą zamienić kłamstwo o „Polsce w ruinie" w rzeczywistość, powinny być wstydliwe zapomniane,jako oszustwo wyborcze torujące drogę do władzy. Trudno, taki na psa urok naszej polityki, która – jeśli taki byłby vox populi – może zmarnować niezwykłe, zbiorowe dzieło Polaków całego ćwierćwiecza niepodległości. Jeśli prezydent powiela katastrofalne projekty rujnujące finanse i emerytury Polaków to zmilczę – jest demokratycznie wybranym prezydentem mojego kraju...

–rozmawiali Anna Cieślak-Wróblewska i Jacek Nizinkiewicz

Dlaczego to pan zaprosił kandydatkę PiS na debatę ekonomiczną?

Janusz Lewandowski, przewodniczący Rady Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów, europoseł PO:
Beata Szydło jest wiceszefową Komisji Finansów Publicznych i dlatego jest partnerem w rozmowie o polskiej gospodarce.

A czy to nie Ewa Kopacz powinna debatować z kandydatką PiS na szefową rządu?

Mamy problem z rozpoznaniem rzeczywistych ról w PiS. Ewa Kopacz jest premierem oraz szefową PO i chce debatować z szefem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Pani Szydło jest wiceprezesem partii oraz kandydatką na funkcję, o której przesądzi wynik wyborów. To Jarosław Kaczyński powinien stanąć do debaty z Ewą Kopacz.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny