Do przestępców dociera, że bycie świadkiem koronnym to często trudna i nie zawsze opłacalna rola. Z najnowszych statystyk prokuratury generalnej wynika, że w 2014 r. dopuszczono tylko jednego świadka koronnego. Podobnie było w 2013 r. Trzy lata wcześniej zainteresowanych tym szczególnym statusem było więcej przestępców. W 2011 r. i 2012 r. po czterech w każdym roku.
Dlaczego prokuratorzy coraz rzadziej korzystają ze świadków koronnych?
- Nie chcą ryzykować, a przestępcom przestaje się to opłacać - mówi jeden z oficerów współpracujących przy programie ochrony świadków. Zdarzało się, że oskarżali bezpodstawnie nie tylko byłych kompanów, ale i rozpracowujących ich policjantów. W dodatku co piąty „skruszony" wraca do przestępczego fachu.
Statusem świadka koronnego średnio zainteresowani są też sami przestępcy. Z badań przeprowadzonych wśród takich świadków wynika, że połowa z nich inaczej wyobrażała sobie swój los. Wytykają, że procesy ciągną się latami, a pomoc państwa jest zbyt mała. I to jest dla nich większym problemem niż obawa przed zemstą byłych kompanów. Tym czuje się zagrożony co trzeci.
W przypadku świadka koronnego obowiązuje zasada: coś za coś. Za zapewnienie bezpieczeństwa musi pisemnie zobowiązać się do spełnienia dwóch warunków. Po pierwsze, przestrzegania zasad i zaleceń w zakresie udzielonej ochrony, po drugie – przed sądem ma zrobić to, co obiecał: wsypać kompanów. Jeśli złamie ustalone zasady, prokurator może ochronę cofnąć lub ograniczyć. Tak się w praktyce już zdarzało. Do tej pory podjęto zawieszone postępowania (po złamaniu zasad) wobec czterech świadków koronnych. W trzech przypadkach postępowania przygotowawcze zakończono aktami oskarżenia. W efekcie osoby te zostały prawomocnie skazane. Za jednym ze świadków wydano list gończy.