PO szachuje PiS sprawą in vitro

Nie czekając na wybory, PO chce przedłużyć program refundacji in vitro. Rząd PiS będzie mógł go jednak anulować.

Publikacja: 12.10.2015 21:00

PO szachuje PiS sprawą in vitro

Foto: 123RF

– Pracujemy nad nową odsłoną programu leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego – mówi „Rzeczpospolitej" wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki. Obecny program, na podstawie którego rząd refunduje in vitro, wygasa 30 czerwca 2016 roku. Ministerstwo chce przedłużyć go o kolejne trzy lata. Zdaniem wiceministra prace są zaawansowane. – Program został już skierowany do zaopiniowania przez Agencję Oceny Technologii Medycznych – mówi Radziewicz-Winnicki.

Dlaczego resort zdrowia pracuje już nad nowym dokumentem? Zdaniem wiceministra program trzeba dostosować do przepisów przyjętej w czerwcu ustawy o in vitro. Wcześniejszy dokument powstawał, gdy nie było żadnych przepisów regulujących tę materię, więc ministerstwo nie zdecydowało się m.in. na dawstwo komórek rozrodczych.

Nowy program ma umożliwić finansowanie in vitro również wtedy, gdy nie da się uzyskać plemników i komórek jajowych. Dopuszczalne będzie wówczas skorzystanie z dawstwa gamet, a nawet całego zarodka. Nadal do programu będą mogły przystąpić pary, które – poza pewnymi wyjątkami – są w stanie udokumentować roczne zmagania z niepłodnością.

Jednak resort zdrowia twierdzi przede wszystkim, że kieruje się potrzebami społecznymi. – W dotychczasowym programie planowaliśmy udział 15 tys. par, a zakontraktowaliśmy 22 tys. – wyjaśnia Radziewicz-Winnicki.

Dlatego wzrosnąć ma też finansowanie. W latach 2013–2016 pierwotnie zaplanowano 247 mln zł. W kolejnej edycji programu rząd chce zaplanować 300 mln zł.

O dużych potrzebach społecznych mówi też Anna Krawczak ze Stowarzyszenia na rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji Nasz Bocian. – Reprezentuję ruch 1,5 mln ludzi, dla których decyzja o refundacji jest kluczowa. Poznałam pary, które zajmowały mieszkania komunalne, bo zadłużyły się na kosztowne leczenie in vitro – opowiada.

Jednak resort zdrowia spieszy się z pracami nad programem także z powodów politycznych. PO chce odróżnić się PiS, niechętnego wobec in vitro. A przy okazji w trudnej sytuacji postawić rząd, który według sondaży partia Jarosława Kaczyńskiego stworzy po wyborach.

Powód? Program przyjęty przez rząd PO minister zdrowia z PiS będzie mógł odwołać jednym podpisem. Byłoby inaczej, gdyby jeszcze przed wyborami udało się rozstrzygnąć konkurs dla placówek realizujących program i zakontraktować środki, ale na to nie ma już szans. – Wiąże nas ustawa budżetowa, więc konkurs będzie można rozpisać dopiero w 2016 roku – mówi rzecznik Ministerstwa Zdrowia Krzysztof Bąk.

Ewentualny rząd PiS po wyborach stanie więc przed koniecznością szybkiej decyzji w sprawie finansowania programu, a dla tej partii in vitro to niewygodny temat.

Teoretycznie podziela ona pogląd Kościoła dystansującego się od in vitro, a przede wszystkim sprzeciwiającego się tworzeniu nadliczbowych zarodków. W kwietniu były wiceminister zdrowia Bolesław Piecha (PiS) nazwał rządowy program milionami złotych wyrzuconymi w błoto. Krytykował go za niską skuteczność. Według danych ministerstwa w ramach programu urodziło się dotąd 3,3 tys. dzieci.

– Zmienimy ustawę o in vitro – zapowiadała z kolei w lipcu rzecznik partii Elżbieta Witek. Jednak problem pojawia się, gdy padają pytania o konkrety. – W tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć, co zrobimy, jeśli wygramy wybory – mówi „Rzeczpospolitej" Stanisław Karczewski, szef sztabu PiS i specjalista od służby zdrowia.

Jeden z posłów PiS mówi anonimowo, że gdyby partia zdecydowała się na zmiany w ustawie, chciałaby wprowadzić mrożenie komórek jajowych, a nie zarodków. Jest to metoda praktycznie niestosowana w Polsce i mniej skuteczna, ale łatwiejsza do zaakceptowania przez episkopat.

Teoretycznie przyszły rząd PiS mógłby też zerwać obecnie realizowany program, bo umowy z klinikami in vitro nie zawierają klauzuli o odszkodowaniu w przypadku zakończenia finansowania przez rząd. – Jednak byłoby najlepiej, gdyby temat in vitro w ogóle nie istniał – dodaje jeden z posłów PiS zajmujących się ochroną zdrowia.

Dlaczego? Z sondaży wynika, że stosowanie metody in vitro popiera ponad 70 proc. Polaków. – Rezygnacja z programu byłaby odbierana społecznie tak jak porzucenie finansowania transplantacji czy leczenia nowotworów – uważa Radziewicz-Winnicki.

Politycy PiS oficjalnie mówią, że prace rządu nad nową odsłoną programu to prowokacja. Zdaniem Stanisława Karczewskiego, przyjmując kolejną edycję dokumentu, PO chce uczynić z in vitro jeden z głównych tematów kampanii, podobnie jak przed wyborami prezydenckimi. – Bardzo bym chciał, aby z równą troską pochyliła się nad fatalnymi programami onkologicznym i kolejkowym, zbyt niską liczbą pielęgniarek i lekarzy – komentuje. – Poza tym, podejmując decyzje na wyrost, PO pokazuje, że chyba pogodziła się już ze swoją porażką.

Polityka
Sondaż: Jak Polacy oceniają start Daniela Obajtka w wyborach do Parlamentu Europejskiego?
Polityka
Konwencja PiS. Znamy liderów list w wyborach do PE. Są Wąsik, Kamiński, Obajtek
Polityka
Orlen, stracone 1,6 mld zł i związki z Hezbollahem. Samer A. przerywa milczenie
Polityka
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia w orędziu: Idzie czas flagi
Polityka
Nie chcą sponsorować projektu powołanego za premier Szydło. Czy to koniec PFN?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił