"Plus Minus": Mija 250 lat od założenia Teatru Narodowego, ponad 180 lat od powstania „Kordiana", a Polacy, niezmiennie, jak jego tytułowy bohater mają do wyboru: szyć psom buty, czyli zarabiać na życie, albo poświęcić się dla Polski jak Kazimierz z historii o zesłańcach. Sądzi pan, że nie da się stworzyć innej perspektywy?
Jan Englert, reżyser, aktor, dyrektor Teatru Narodowego: Ja nic nie sądzę, poza tym, że Polacy nie uznają stanów pośrednich. Mamy tylko niebo i piekło. Polak kocha albo nienawidzi. Jak wygra mecz, jest od razu mistrzem świata. Ale jak przegra – jest najgorszy na świecie, trzeba go skreślić i skazać na niebyt. Z taką perspektywą nie ma szans na porozumienie i dogadanie się. Polak nie może dyskutować z człowiekiem o innym poglądzie, bo od razu zrobi z niego wroga. Polak lubi dyskutować tylko z Polakiem, który ma takie samo zdanie jak on. Dyskutujemy – jak się zgadzamy, a jak się nie zgadzamy – to nie dyskutujemy, tylko się kłócimy. To jest bezustanne. Zamiast sobie życie uprościć, skomplikowaliśmy je i żyjemy w świecie absurdu. Na każdym polu. Dlatego pytam w „Kordianie", co się z nami stało, bo twierdzę, że nigdy nie byliśmy jako społeczeństwo tak zagubieni jak teraz. Nigdy wcześniej nie myliło nam się sacrum z profanum tak jak dziś. Każdy widzi je gdzie indziej. Nie mamy wspólnych kryteriów.