Z okładki straszy trupia czaszka. Nad nią grobowy tytuł: „R.I.P." Skrótowiec angielskiego „Rest In Peace" i łacińskiego requiescat in pace, coraz częściej używany także u nas zamiast „niech spoczywa w spokoju". Ale Thomas Ott, autor tego ponurego tomu, bynajmniej nie przeniósł się na tamten świat, choć podtytuł „Best of 1985 – 2004" mógłby sugerować, że i owszem. I że ktoś dokonał wyboru za niego, pośmiertnie.
Spokojnie, to tylko konwencja. Jak „Piosenki z Trumienki" Macieja Zembatego, tyle, że w szwajrcarskim wydaniu.
Thomas Ott, lat 49, też jest piewcą czarnego humoru i także śpiewa. Ale nie tylko. Ongiś frontman zespołu The Playboys, obecnie leader kapeli Beelzebub jest wszechstronny. Autor animacji i filmów krótkometrażowych, scenarzysta komiksowy, a nade wszystko – doskonały rysownik z ostrym pazurem, którym wydrapuje komiksy do prasy i wydawnictw. Podpisuje je swoistym logo – skrótem swego imienia i nazwiska t.o.t.t. Podobne brzmienie ma po niemiecku „śmierć": Tod.
Zejść śmiertelnych w „R.I.P" nie brakuje. Z dziewiętnastu historii, które znalazły się w zestawie – większość to kryminały. Same tytuły naprowadzają na tropy zbrodni: „10 sposobów na zabicie męża", „Masakryczne melodie", „Pomarszczona tragedia".
Wizualnie jest agresywnie: białe rysunki ryte w czarnym tle. Czym? Sztyletem, szpikulcem, igłą? Doskonała technika, by podkreślić ostrość treści.
Postaci ekspresyjne, lekko zdeformowane. Niby ludzkie, ale bardziej jak zombie: wykrzywione gęby, przesadne grymasy, wybałuszone gały. Graficzne thrillery z przymrużeniem oka. I tylko dla oka to uczta, jako że te opowieści obywają się bez słów. Jednak fabuły nic na tym nie tracą. Przypominają się nieme filmy ekspresjonistów niemieckich, gdzie grozę podbijała zdeformowana, malarska scenografia i przesadne makijaże.
Ott chętnie przyznaje się do inspiracji, których długą listę wyjawia na ostatnich dwóch stronach. Oczywiście, nie brakuje Fritza Langa czy Roberta Wiene'a, Edgara Allana Poe, Alfreda Hitchcocka, Rolanda Topora, Davida Lyncha – lecz można się zdziwić, kto i co jeszcze podsycało wyobraźnię artysty. Wśród kilkudziesięciu nazwisk i imion znaleźli się Elvis Presley, Muppet Show, Jane Birkin, Clint Eastwood, a nawet... Lolek i Bolek (w tej kolejności).