Miało być zdrowiej, lepiej i nowocześniej. Na początku miesiąca weszła w życie znowelizowana ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Firmy i osoby, które prowadzą szkolne sklepiki, nie mogą sprzedawać wyrobów zawierających znaczne ilości składników niezalecanych dla dzieci. Chodzi o te z cukrem i substancjami słodzącymi, a także produkty o dużej zawartości tłuszczu czy soli.
Kawa tylko z dowodem
– Okazało się, że dzieci dostają niesłodzoną herbatę, której nie chcą pić. Przedszkole nie kupiło innego niż cukier słodzika, bo musiałoby ogłosić przetarg – opowiada pani Marta, której syn chodzi do przedszkola w centrum stolicy. Sama zaniosła do placówki słoik miodu. Nie rozwiązuje to jednak problemu, bo miodem nie da się przecież dosłodzić leniwych czy zupy pomidorowej.
W II Liceum Ogólnokształcącym w Opolu uczniowie mogą kupić kawę naturalną, ale tylko gdy pokażą dowód osobisty. Zupełnie jakby kupowali alkohol. – Nasz ajent nie może inaczej sprawdzić, kto skończył 18 lat – tłumaczy Aleksander Iszczuk, dyrektor placówki.
Cukier do kawy uczniowie przynoszą z domu. Jest on dziś oprócz soli, ziół prowansalskich i vegety obowiązkowym wyposażeniem szkolnych toreb czy plecaków.
Z menu stołówek wypadają niektóre pozycje. – Nie ma makaronu z serem, cukrem i śmietaną, nie ma leniwych z cukrem ani naleśników – opowiada dyrektor Iszczuk.