Nareszcie widać jasno różnice w programach między najważniejszymi partiami. I to nie tylko w ich politycznym marketingu ale i w programach gospodarczych. We wtorek już nikt niczego nie ukrywał i z punktu widzenia gospodarki zrobiło się niestety dosyć ponuro.

To, ze lewica mówiła o nowych podatkach dla najbogatszych i firm to nic dziwnego ani nowego. W otwarty sposób o tym samym mówiła też Beata Szydło a w zawoalowany  (podatek progresywny) również Ewa Kopacz. Warto zwrócić uwagę, że jej partia nadal nie ujawnia sposobu liczenia tego zaproponowanego przez siebie podatku.

W sumie wyraźnie przeciwko podniesieniu obciążeń podatkowych byli przedstawiciele prawicowych ugrupowań. Choć najbardziej spójny program w tej sprawie przedstawił Ryszard Petru.

Niestety PiS przypomniał znów o swoim projekcie powrotu do niższego wieku emerytalnego. Ostatnio o tym było jakoś cicho. Szef PSL znów zapowiedział podniesienie o połowę minimalnej emerytury. Padł więc szereg obietnic rujnowania gospodarki. Jednocześnie  chyba wszyscy debatujący nie chcieli wzrostu długu publicznego.

Debata pokazała, które partie, z punktu widzenia gospodarki powinno się zaliczać do lewicowych a więc  takich, które chętnie rozdzielają jeszcze niewypracowany majątek.  Niestety wygłoszone na debacie deklaracje każą włączyć do tej grupy również PiS a może i Platformę. Czy Polakom to się podoba dowiemy się w niedzielę wieczór.