Jeździ pan trzeci sezon w rajdowych mistrzostwach świata. Czuje się pan już bardziej kierowcą rajdowym niż wyścigowym?
Robert Kubica: Nadal czuję się kierowcą wyścigowym, ale coraz bliżej mi do kierowcy rajdowego. Wciąż jednak czekam, kiedy wreszcie wsiądę do rajdówki i poczuję się w niej tak naturalnie, jak pijąc wodę. Pamiętam, gdy po zapoznaniu się z trasą miałem po każdym odcinku sto znaków zapytania: co tam będzie się działo na tym skoku czy zakręcie. Na torze wszystko było zaplanowane, pod kontrolą. Ale nie boję się już tak bardzo, wiem, co się wydarzy. Jest dużo mniej niespodzianek i rozmyślania, a więcej improwizacji.
Powiedział pan kiedyś, że zbieranie doświadczeń, by być gotowym do walki o mistrzostwo świata, to minimum trzy lata startów...
Wciąż uważam, że trzy pełne sezony są potrzebne, żeby to wszystko miało ręce i nogi. W pierwszym sezonie, w 2013 roku, startowałem w WRC-2 i udało mi się w dobrym stylu zdobyć tytuł. Byłem przekonany, że dobrze jechałem rajdy szutrowe, ale dopiero w sezonie 2014, kiedy znowu pojechałem te rajdy – dużo gorzej – złapałem się za głowę i zrozumiałem, że tylko mi się wydawało. Żeby walczyć z czołówką, trzeba mieć wszystko poukładane i mieć odpowiednie zaplecze. Zadanie nie jest łatwe, jeśli się weźmie pod uwagę moje doświadczenie i moje ambicje.
Małe doświadczenie, duże ambicje?