Kubica: Już tak bardzo się nie boję

Robert Kubica o tęsknocie za Formułą 1 i rywalizacji o najwyższe cele w rajdach.

Aktualizacja: 26.06.2015 13:13 Publikacja: 25.06.2015 18:26

Robert Kubica

Robert Kubica

Foto: PAP, Bartłomiej Zborowski

Jeździ pan trzeci sezon w rajdowych mistrzostwach świata. Czuje się pan już bardziej kierowcą rajdowym niż wyścigowym?

Robert Kubica: Nadal czuję się kierowcą wyścigowym, ale coraz bliżej mi do kierowcy rajdowego. Wciąż jednak czekam, kiedy wreszcie wsiądę do rajdówki i poczuję się w niej tak naturalnie, jak pijąc wodę. Pamiętam, gdy po zapoznaniu się z trasą miałem po każdym odcinku sto znaków zapytania: co tam będzie się działo na tym skoku czy zakręcie. Na torze wszystko było zaplanowane, pod kontrolą. Ale nie boję się już tak bardzo, wiem, co się wydarzy. Jest dużo mniej niespodzianek i rozmyślania, a więcej improwizacji.

Powiedział pan kiedyś, że zbieranie doświadczeń, by być gotowym do walki o mistrzostwo świata, to minimum trzy lata startów...

Wciąż uważam, że trzy pełne sezony są potrzebne, żeby to wszystko miało ręce i nogi. W pierwszym sezonie, w 2013 roku, startowałem w WRC-2 i udało mi się w dobrym stylu zdobyć tytuł. Byłem przekonany, że dobrze jechałem rajdy szutrowe, ale dopiero w sezonie 2014, kiedy znowu pojechałem te rajdy – dużo gorzej – złapałem się za głowę i zrozumiałem, że tylko mi się wydawało. Żeby walczyć z czołówką, trzeba mieć wszystko poukładane i mieć odpowiednie zaplecze. Zadanie nie jest łatwe, jeśli się weźmie pod uwagę moje doświadczenie i moje ambicje.

Małe doświadczenie, duże ambicje?

Dziś jedyne ambicje to pojechać jak najlepiej. Chcę zobaczyć, czy jestem w stanie nauczyć się tej dyscypliny sportu w takim stopniu, żeby ścigać się z chłopakami na najwyższym szczeblu – z rajdu na rajd, a nie tylko na poszczególnych odcinkach.

Pamiętam, jak wiele lat temu, jeszcze obserwując rajdy z boku, porównywał pan Colina McRae i Carlosa Sainza. Ten pierwszy jeździł widowiskowo, ale miał dużo wypadków. Z kolei Sainz był skuteczniejszy. Teraz przypinają panu łatkę Colina; czy kiedyś nadejdzie Carlos?

Łatwo się mówi i patrzy z zewnątrz – nie mówię tego po to, żeby bronić Colina czy też siebie, bo pewnych faktów nie da się wybronić. Jednak na to, jak potoczy się rajd, składa się wiele czynników. Większość załóg, poza jedną czy dwoma, ma jakieś przygody. Czasami na YouTube widać, że zawodnik, który jest trzeci na mecie, był trzy razy poza drogą: raz 10 centymetrów od murku przy 100 km/godz., drugi raz leci przez rów, trzeci raz wali w kamień, w który ty też walnąłeś i zostawiłeś na nim tylne zawieszenie, a on pojechał dalej. Wtedy się zastanawiasz, o co w tym wszystkim chodzi. Czy to jest szczęście czy to jest pech? Zawsze uważałem, że pecha i szczęścia nie ma w sportach samochodowych, ale trzeba mieć cztery dżokery na rajd. Dopiero z nimi możesz w czołówce dojechać do mety.

A punkty zdobywa się tylko na mecie...

Gdybym zbierał punkty i jechał tak, żeby dojechać, to powinienem być w okolicach 12. miejsca. Ale jeśli chcesz kiedyś walczyć z czołówką, to trzeba próbować jechać tak jak oni, bo inaczej nigdy się nie dowiesz, jak oni jadą, ile to kosztuje wysiłku i z jakim ryzykiem się wiąże. Chociaż ryzyko to złe słowo, bo nigdy nie jest tak, że wsiadamy do rajdówki, mówimy „dobra, teraz jedziemy na sto procent", zapinamy się mocno i co będzie, to będzie. Jeszcze nigdy tak nie wystartowałem do odcinka specjalnego. Paradoksalne jest to, że popełniałem błędy, jadąc dużo wolniej, bo te auta nie są zbudowane do wolnej jazdy. Przy małym doświadczeniu nie ma różnicy, czy jedziesz sekundę czy dwie wolniej na kilometrze. Oczywiście, jadąc wolniej, masz większe szanse na to, że jak coś się wydarzy, to się wybronisz. Nie jest jednak powiedziane, że masz mniej sytuacji podbramkowych.

Stworzył pan własny zespół, ale do walki o najwyższe cele potrzebne jest chyba miejsce w zespole fabrycznym?

Umówmy się, że z moimi wpadkami żaden zespół fabryczny mnie nie zatrudni. Bądźmy realistami. Zespół prywatny nigdy nie wygrał i nie wygra mistrzostw świata, to jest bardzo proste. Może poszczególne odcinki, tak jak nam się udawało, ale na dłuższą metę nie jesteś w stanie walczyć z czołówką. Postaram się być coraz lepszym kierowcą, by w momencie, w którym będę czuł się na siłach, znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie. Miałem to szczęście, że doszedłem do Formuły 1 i otworzyła się przede mną furtka do pięciu sezonów na całkiem niezłym poziomie, ale tak naprawdę, gdybym wtedy nie znalazł się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, to może nikt by już o mnie nie pamiętał.

Patrzy pan czasami w stronę toru wyścigowego z myślą, żeby tam wrócić?

Czasami jeżdżę po torze. Były trzy czy cztery okazje, kiedy zasiadałem za kierownicą na torze lub w symulatorze, i w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy to możliwe, że jadę szybciej niż dawniej. Ale nie chodzi tylko o prędkość, tu aż tak wiele się nie zmieniło, problem jest taki, że ja wiem, jak jeździłem po torze przed wypadkiem, a teraz mam pewne ograniczenia i to mnie wkurza. W rajdach nigdy nie jeździłem na najwyższym poziomie, więc nie wiem, jak by było.

Czy te ograniczenia stają się z czasem coraz mniejsze?

Jeśli chodzi o jazdę w rajdach, to jest o wiele łatwiej. W Portugalii były odcinki z głębokimi koleinami, bardzo ciężkie dla mnie, i byłem zadowolony, ponieważ wiem, że przed rokiem na tych partiach straciłbym dużo więcej. Ale nadal dużo tracę, bo dzieje się wiele rzeczy, których nie jestem w stanie zaplanować, jadąc jakby w rynnie i nie wiedząc, co za chwilę zrobi samochód. Rok czy dwa lata temu bardziej odpuszczałem na takich partiach, a teraz czuję się na nich może nie pewnie, ale już mnie nie zaskakują i mniej się ich boję.

Ogląda pan wyścigi Grand Prix? Ostatnio modne jest krytykowanie Formuły 1...

Mało, bo jestem zajęty. Z reguły jest krytyka, gdy tylko jeden zespół wygrywa.

W rajdach też tak jest. Volkswagen dominuje, przedtem rządził Citroen...

W rajdach nie widać bezpośredniej rywalizacji. Na torze Formuły 1 wszyscy widzą, że jeden samochód jedzie na prostej o 10 km/godz. szybciej, a na rajdowym odcinku specjalnym nie widzą, choć rzeczywistość jest bardzo podobna. Nie ma takich informacji, podanych jak na talerzu. Można się kłócić godzinami, co jest bardziej atrakcyjne, ale to są dyscypliny, które mają mało wspólnego ze sobą. Ktoś lubi kurz i dwugodzinny marsz na fajny zakręt, gdzie rozpali sobie grilla i będzie siedział cały dzień – bo w rajdach są tacy pasjonaci – a na torze nie jest w stanie tego zrobić, ponieważ na trybunę „Gold" raczej trudno wejść z grillem! Uważam, że Formuła 1 jest mniej atrakcyjna, bo stała się wolniejsza. Na początku wyścigu samochody jeżdżą o 8 sekund wolniej. Ten sam wyścig w 2008 roku, z taką samą liczbą okrążeń, kończyliśmy jakieś 8 minut wcześniej.

Może wśród polskich kibiców tych narzekań byłoby mniej, ale po prostu brakuje im Kubicy w Formule 1...

Kubicy też brakuje Formuły 1, mówmy prosto z mostu. Trudno, takie życie.

Jest jeszcze jakaś nadzieja?

Nadzieja nigdy nie umiera [śmiech], ale trzeba być realistą. Gdyby ktoś mi powiedział: „Robert, na początku sezonu jedziesz na Monzy", to jestem w stanie schudnąć te 10 kilogramów, które niestety mi przybyło, i pojechałbym ten wyścig. Sądzę, że bym sobie nawet nieźle poradził, ale wiem, że pewnych wyścigów nie dałbym rady pojechać. Potrzebuję nowych celów, bo wiem, że dawnych nie jestem w stanie osiągnąć.

Jeździ pan trzeci sezon w rajdowych mistrzostwach świata. Czuje się pan już bardziej kierowcą rajdowym niż wyścigowym?

Robert Kubica: Nadal czuję się kierowcą wyścigowym, ale coraz bliżej mi do kierowcy rajdowego. Wciąż jednak czekam, kiedy wreszcie wsiądę do rajdówki i poczuję się w niej tak naturalnie, jak pijąc wodę. Pamiętam, gdy po zapoznaniu się z trasą miałem po każdym odcinku sto znaków zapytania: co tam będzie się działo na tym skoku czy zakręcie. Na torze wszystko było zaplanowane, pod kontrolą. Ale nie boję się już tak bardzo, wiem, co się wydarzy. Jest dużo mniej niespodzianek i rozmyślania, a więcej improwizacji.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
szachy
Radosław Wojtaszek: Szachy bez Rosji niczego nie tracą
szachy
Radosław Wojtaszek wraca do formy. Arcymistrz najlepszy w Katowicach
Szachy
Święto szachów i hitowe transfery w Katowicach
Inne sporty
Magnus Carlsen wraca do Polski. Będzie gwiazdą turnieju w Warszawie
Inne sporty
Rosjanie i Białorusini na igrzyskach w Paryżu. Jak umiera olimpijski ruch oporu