Więcej pracy niż węgiel dadzą nam wiatraki?

Prognozy ekspertów dotyczące zatrudnienia w energetyce nie pozostawiają wątpliwości: coraz większe znaczenie będą mieć źródła odnawialne.

Aktualizacja: 28.10.2015 20:56 Publikacja: 28.10.2015 20:00

Foto: Rzeczpospolita

Nawet 42 tys. osób za 15 lat znajdzie zatrudnienie w branży związanej z energetyką wiatrową i sektorach powiązanych – szacuje Warszawski Instytut Studiów Ekonomicznych w raporcie „Wpływ energetyki wiatrowej na polski rynek pracy", do którego dotarła „Rzeczpospolita".

To scenariusz najbardziej optymistyczny, tzw. wysoki, z trzech rozważanych przez WISE. Pozostałe: centralny i niski zakładają, że wokół wiatrakowców pracę znajdzie odpowiednio 9 tys. i 4 tys. osób.

Dla porównania: na koniec 2014 r. ten największy pod względem zainstalowanej mocy sektor odnawialnych źródeł energii (OZE) dawał chleb 8,4 tys. pracownikom, a dwa lata wcześniej – w czasie największego boomu inwestycyjnego w tej branży – sięgał 12 tys. osób. Spadek zatrudnienia nastąpił w wyniku niepewności inwestycyjnej związanej z przedłużającymi się pracami nad ustawą o OZE.

Potencjał morza

– Nasze szacunki są konserwatywne. Pod uwagę braliśmy nie tylko potencjalne możliwości rozwoju tego rynku pracy, ale i nastawienie do energetyki odnawialnej w Polsce – podkreśla Maciej Bukowski, prezes WISE.

– Zarówno scenariusz centralny, jak i wysoki zakładają powstanie 2,2 GW mocy wiatrowych na Bałtyku, czyli zrealizowanie projektów Polenergii i PGE EO, na które już w tym momencie są wydane zgody przyłączeniowe. W scenariuszu wysokim wiązałoby się to z utworzeniem około 30 tys. z 42 tys. stałych miejsc pracy w branży wiatrowej – głównie w przemyśle i łańcuchu dostaw komponentów oraz usług – wskazuje Arkadiusz Sekściński, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Bo według niego to właśnie morskie wiatraki będą determinantą przyspieszenia wzrostu tego rynku pracy w naszym kraju.

Bukowski zastrzega, że realizacja scenariusza wysokiego nie będzie możliwa, jeśli klimat dla tego typu inwestycji w naszym kraju się pogorszy.

– Nie zdziwiłbym się jednak, gdyby mimo obecnego sceptycyzmu, zrealizował się najbardziej optymistyczny plan – dodaje Bukowski. Wtedy – jak zaznacza – Polska mogłaby na bazie stworzonego przemysłu stać się trzecim liczącym się eksporterem takich części, po Niemcach i Duńczykach.

Wydobycie do redukcji

Co ciekawe, zdaniem autorów raportu w 2030 r. w energetyce wiatrowej przy realizacji scenariusza wysokiego będzie pracować znacznie więcej osób niż w górnictwie, które zredukuje do tego czasu zatrudnienie do 4–16 tys. osób (dziś to 96 tys. osób), w zależności od powodzenia działań naprawczych, budowy nowych kopalń i kształtowania się ceny węgla na rynkach światowych.

– Konieczność restrukturyzacji kopalń nie wynika z polityki klimatyczno-energetycznej Unii czy rozwoju OZE, ale z warunków geologicznych i bardzo niskiej wydajności krajowego wydobycia – zastrzega Bukowski.

Część ekspertów twierdzi jednak, że tak głęboka restrukturyzacja nie jest możliwa. Jak ocenia prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej, potencjał redukcji w górnictwie to 10–20 proc. wobec stanu obecnego (czyli maksymalnie 20 tys. osób) i to rozłożony na dziesięć lat. Przy czym będzie się to odbywać raczej poprzez zmniejszanie administracji i przesuwanie pracowników dołowych do innych pionów, by uniknąć problemów społecznych na Śląsku w obrębie rodzin górniczych. – Nawet jeśli nadal będziemy podążać wytyczoną przez Brukselę ścieżką prowadzącą do eliminacji energetyki konwencjonalnej, co jest według mnie szkodliwym dla gospodarki kierunkiem, to i tak nie zamkniemy wszystkich elektrowni i elektrociepłowni węglowych w 15 lat – stwierdza Mielczarski. – Dlatego dochodzenie do racjonalnego i opłacalnego poziomu wydobycia zajmie przynajmniej 30–40 lat – dodaje.

Jak wynika z danych Agencji Rynku Energii, krajowy sektor wytwarzania opartego na zawodowych elektrowniach cieplnych zatrudniał pod koniec 2013 r. ponad 25,2 tys. osób, a dystrybutorzy prądu – kolejne 29,6 tys. osób.

Polityka dekarbonizacji w UE nieuchronnie doprowadzi też do stopniowego cięcia tego zatrudnienia. Na razie idzie to małymi krokami. Wskazuje na to przykład największej w kraju Polskiej Grupy Energetycznej, która w ub.r. ograniczyła liczbę etatów o 1,2 tys., do 39,9 tys. Zaś cztery grupy obcięły łącznie zatrudnienie o 3,6 tys. osób.

Ale Michał Wilczyński, były główny geolog kraju, jest skłonny przyznać rację części z tez postawionych przez WISE. – Nie obejdzie się bez zamykania nieefektywnych kopalń, by sektor odzyskał rentowność i mógł inwestować – twierdzi Wilczyński. Zakłada, że ze względu na olbrzymią nadprodukcję (ok. 12 mln ton) węgla energetycznego już w przyszłym roku z górnictwa powinna – na zasadach dobrowolności i po zapewnieniu osłon – odejść połowa zatrudnionych tam osób. – To przekłada się na zamknięcie ośmiu–dziesięciu zakładów – zaznacza Wilczyński.

Szacuje, że w perspektywie 2030 r. zostanie tylko 16–25 tys. górników. Ekspert jest przy tym przekonany, że sektor OZE będzie się rozwijał, jednak za 15 lat może dać pracę nie 40 tys., ale 20 tys. osób.

Jerzy Markowski | prezes Silesian Coal, były wiceminister gospodarki

Z 35 działających dziś kopalń trzeba będzie zamknąć dziesięć. Byłoby to z korzyścią dla konkurencyjności polskiego wydobycia i bez wielkiej szkody dla Śląska. Nie będą miały racji bytu zakłady o rocznym wydobyciu 1,5 mln ton. Według mnie po takim procesie restrukturyzacji rozłożonym na kolejne dziesięć lat w górnictwie zostanie ok. 60 tys. osób. Wskazana przez WISE redukcja do 16 tys. górników musiałaby oznaczać zmniejszenie wydobycia do 20 mln ton rocznie. Dziś jest ono na poziomie 40 mln ton węgla kamiennego i 65 mln ton brunatnego.

Zgadzam się jednak z tym, że dla wszystkich starczy miejsca. Bo potrzeba nam zarówno mocy konwencjonalnych, jak i tych odnawialnych. Wszystkiego jest u nas za mało. A deficyty sierpniowe pokazały, że nie inwestując w nic, zbliżamy się do totalnego blackoutu. Bo nasze moce przesyłowe są w stanie zapewnić zaledwie 10 TWh przy produkcji ponad 150 TWh rocznie.

Nawet 42 tys. osób za 15 lat znajdzie zatrudnienie w branży związanej z energetyką wiatrową i sektorach powiązanych – szacuje Warszawski Instytut Studiów Ekonomicznych w raporcie „Wpływ energetyki wiatrowej na polski rynek pracy", do którego dotarła „Rzeczpospolita".

To scenariusz najbardziej optymistyczny, tzw. wysoki, z trzech rozważanych przez WISE. Pozostałe: centralny i niski zakładają, że wokół wiatrakowców pracę znajdzie odpowiednio 9 tys. i 4 tys. osób.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz
Energetyka
Famur o próbie wrogiego przejęcia: Rosyjska firma skazana na straty, kazachska nie