Obóz prezydencki na razie wyszedł z konfrontacji obronną ręką. Utracił co prawda konstytucyjną większość w parlamencie, ale zachował wystarczającą liczbę deputowanych, by spokojnie rządzić.
Ale konflikt wokół zmian w konstytucji – umownie nazywanych decentralizacją władzy – wstrząsnął podstawami jedności obozu rewolucjonistów z Majdanu.
Z rządzącej koalicji do opozycji przeszła tylko jedna partia – Ołeha Laszki. Sam ten populistyczny polityk nie budzi sympatii, jednak wraz z jego odejściem koalicja utraciła konstytucyjną większość. Ale pęknięcia w obozie prezydenckim okazały się znacznie głębsze.
Konflikt podzielił partię Samopomoc lwowskiego mera Andrija Sadowego. Usunięto z niej pięciu deputowanych za poparcie prezydenckich propozycji, gdy tymczasem cała partia była przeciw nim – mimo iż należała (i należy) do rządzącej większości. Podobny problem pojawił się z partią byłej premier, ambitnej Julii Tymoszenko.
Polityczny wstrząs wywołany propozycją zmian w konstytucji – a właściwie tylko ich ostatnim, 18., punktem przewidującym ustępstwa wobec Doniecka i Ługańska – był naprawdę duży, choć w jego wyniku z koalicji odpadli tylko politycy najsłabiej z nią związani.