Mariusz Cieślik: Luna, Eurowizja i hejt. Nasz nowy narodowy sport

Obrażanie polskich wykonawców występujących na Eurowizji, jak Luna czy Blanka, ma niewielki związek z ich umiejętnościami. Za to ogromny z naszymi kompleksami.

Publikacja: 08.05.2024 12:56

Luna

Luna

Foto: AFP

„Keczupowa księżniczka” to chyba najbardziej wyszukany i najmniej chamski epitet pod adresem naszej reprezentantki na ostatniej Eurowizji. I nawet z grubsza trafny, bo rzeczywiście Luna jest jedyną córką właścicieli wielkiej firmy Dawtona produkującej przetwory z warzyw. Ale przecież rodzice znanego wokalisty Kuby Badacha też są potentatami branży spożywczej, a o nim nikt nie pisze per „jogurtowy książę”. Zapewne dlatego, że Badach nigdy nie występował na Eurowizji. Tymczasem upokarzanie i obrażanie wykonawców, którzy w słynnym konkursie występują, to nasz narodowy sport. Od co najmniej ćwierć wieku, choć prawdziwy wybuch hejterskiego procederu nastąpił w ostatnich latach. Dzięki internetowi każdy polski cham może nieszczęsną Lunę bezkarnie obrażać.

Skąd tyle agresji w komentarzach dotyczących Luny, Blanki i Eurowizji?

Myślę, że liczba obelg dotyczących wyglądu czy (braku) talentu, jakie mogły o sobie przeczytać w sieci reprezentantki Polski z ostatnich lat, przygniotłaby każdego. Tymczasem mówimy przecież o młodych wokalistkach, stojących u progu kariery. O 20-latkach, które upatrywały w tym występie swojej życiowej szansy. Luna odpadła już w półfinale i w finałowy weekend nie było jej na scenie. Blanka, złośliwie nazywana „Bejbą” (od refrenu swojej piosenki), rok temu do finału weszła, ale nic więcej. Oba polskie występy nie odbiegały jakoś szczególnie poziomem od reszty. Nie żeby mi się te piosenki podobały, ale przecież 99 procent utworów na Eurowizji to paździerz. Prawdziwy talent trafia się tam raz na wiele, wiele lat. Reszta wykonawców jest zdumiewająco przeciętna i podobna do siebie. Choć z biegiem lat, dzięki technologii, występy mają coraz bardziej efektowną oprawę.

Czytaj więcej

Luna odpadła w półfinale Eurowizji decyzją głosujących telewidzów

W sumie na tym można by wywód o Eurowizji zakończyć, gdyby nie agresja wylewająca się z artykułów i komentarzy na temat polskich reprezentantów. Doprawdy przekraczająca wszelkie granice. Nie jestem naiwniakiem, który będzie apelował o walkę z internetowym czy medialnym (bo i dziennikarze plotkarskich portali mają w tym pewien udział) chamstwem. Tej bitwy nie uda się wygrać, choć należy próbować ograniczyć skalę szkód. Ale przecież to problem ogólnoświatowy i nikomu na razie nie udało się temu zaradzić. Zastanawia jednak coś innego. Dlaczego właśnie paździerzowa Eurowizja budzi takie namiętności?

Na Eurowizji nie o muzykę idzie, tylko o rywalizację

Odpowiem anegdotą. Od moich dorastających dzieci dowiedziałem się niedawno, że nastolatkowie i 20-latkowie z całego kontynentu również ekscytują się Eurowizją. Ba, rok temu w gronie znajomych, zaangażowanych w młodzieżowy Parlament Europejski, pojawiła się pewna teoria spiskowa. Że mianowicie piosenkarka Loreen wygrała w 2023 r. tylko dlatego, aby obecny finał odbył się w Szwecji w 50. rocznicę zwycięstwa Abby. Największej gwiazdy wylansowanej przez Eurowizję.

Trudno nam przyjąć do wiadomości, że jesteśmy przeciętniakami. Choćby w dziedzinie muzyki

Czy piosenki Loreen trafiają w gust pokolenia słuchającego głównie rapu? Ależ skąd! Bo nie o muzykę tu idzie, tylko o rywalizację! Prawda jest taka, że nie ma dziś wielu pól, gdzie mogą się ścierać narodowe ambicje. A przecież wszystkie nacje je mają. To dlatego ataki na polskich wykonawców występujących w Eurowizji są tak gwałtowne. Trudno nam przyjąć do wiadomości, że jesteśmy przeciętniakami. Choćby w dziedzinie muzyki. Przecież gdyby polscy artyści mieli umiejętności na światowym poziomie, to w czasach globalnej wioski robiliby światowe kariery. Owszem, wybitni wykonawcy znad Wisły działają w dziedzinach niszowych, takich jak opera czy jazz, ale już nie w popie. Indywidualności na poziomie Czesława Niemena czy Ewy Demarczyk w naszej współczesnej muzyce po prostu nie ma.

Warto pod tym samym kątem przyjrzeć się naszej reprezentacji piłkarskiej. Tam przecież idzie o te same ambicje. I znów nie chcemy przyjąć do wiadomości, że ostatnia wielka generacja piłkarzy zdobyła brązowy medal na mistrzostwach świata w 1982 r. Poza tym są tylko wyjątki od reguły, takie jak Robert Lewandowski. Cóż, obrażanie piłkarzy czy wokalistów z Eurowizji więcej mówi o polskich kompleksach niż o umiejętnościach obrażanych.

„Keczupowa księżniczka” to chyba najbardziej wyszukany i najmniej chamski epitet pod adresem naszej reprezentantki na ostatniej Eurowizji. I nawet z grubsza trafny, bo rzeczywiście Luna jest jedyną córką właścicieli wielkiej firmy Dawtona produkującej przetwory z warzyw. Ale przecież rodzice znanego wokalisty Kuby Badacha też są potentatami branży spożywczej, a o nim nikt nie pisze per „jogurtowy książę”. Zapewne dlatego, że Badach nigdy nie występował na Eurowizji. Tymczasem upokarzanie i obrażanie wykonawców, którzy w słynnym konkursie występują, to nasz narodowy sport. Od co najmniej ćwierć wieku, choć prawdziwy wybuch hejterskiego procederu nastąpił w ostatnich latach. Dzięki internetowi każdy polski cham może nieszczęsną Lunę bezkarnie obrażać.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Taka debata o aborcji nie jest ok
Plus Minus
Europejskie wybory kota w worku
Plus Minus
Waleczny skorpion
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa”, Jacek Kopciński, opowiada o „Diunie”, „Odysei” i Coetzeem
Plus Minus
Do ostatniej kropli czekolady