Analiza postulatów głównych kandydatów na prezydenta – Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudy – rodzi mieszane uczucia. Z jednej strony są zgodni co do ważnych priorytetów dla państwa. To dobrze, bo ich diagnoza wskazuje najważniejsze wyzwania, jakie stoją przed Polską. Nie odnoszą się, jak inni kandydaci, do rzeczy drugorzędnych lub szkodliwych – takich jak rewolucja światopoglądowa czy walka z Kościołem.
Jednak z drugiej strony kandydat PiS obiecuje rzeczy kosztujące – jak wynika z naszych szacunków – kilkadziesiąt miliardów złotych, nie wspominając, skąd wziąć na to pieniądze. Za to obecna głowa państwa, poza sprawami na rzecz polityki rodzinnej, robi niewiele. Trudno też uwierzyć, że znajdzie w sobie siłę, by zdopingować rządzącą Platformę do porzucenia zgubnej polityki ciepłej wody w kranie, która nie odpowiada na wyzwania, jakie identyfikuje urzędujący prezydent.
Umowa z obywatelami
Na razie najwięcej konkretów programowych przedstawił Andrzej Duda. Zaprezentował je podczas sobotniej konwencji. Populistyczne deklaracje mieszają się tutaj ze słusznymi postulatami i bardzo dobrą diagnozą problemów stojących przed Polską. Ta ostatnia kwestia przedstawia się najlepiej. Rodzina, praca, bezpieczeństwo i dialog – to mają być priorytety prezydentury Dudy, i faktycznie to sprawy, które są kluczowe dla przyszłości kraju. Nikogo nie trzeba przekonywać, że demografia, rozwój oparty na prostych pracach i niskich płacach oraz mała liczba rodzimych globalnych firm, wyzwania związane z agresją Rosji czy deficyt zaufania obywateli do państwa – to kwestie naprawdę kluczowe.
Co ciekawe, na tych samych filarach wspiera swoją prezydenturę Bronisław Komorowski. Choć jego przedstawiciele zarzucili Dudzie plagiat, można to traktować w kategoriach humoreski. Co do kluczowych wyzwań panuje dość powszechna zgoda w debacie publicznej i trudno, by głowa państwa miała na nie monopol. Współpracownicy prezydenta, zamiast wykorzystać wystąpienia Dudy do przekonania Polaków: cieszymy się, że zgadza się z nami, my mówiliśmy to jako pierwsi (jesteśmy mądrzejsi), brną w groteskową licytację praw autorskich do problemów powszechnie znanych.
Ciekawy jest zabieg kandydata PiS, by podpisać z Polakami dziesięciopunktową umowę. Punkt 3 brzmi: „Będę prezydentem, który przywróci Polakom zaufanie do państwa i poczucie godności". Naszym problemem jest to, że państwo stało się wobec obywateli hegemonem, stawiając na głowie porządek rzeczy, w którym podmiotem jest naród, a państwo służy realizacji interesów obywateli. Duda ujmuje to w tak: „Dzisiaj w Polsce mamy władzę, która boi się silnych, ale nie waha się uderzyć w najsłabszych".
Jak utopić państwo
Niedobrze brzmią, niestety, konkretne propozycje programowe Dudy. Choć wiadomo, że kandydatowi na prezydenta wolno więcej – nie musi uwypuklać sprawy trudnych reform, może niekiedy obiecywać złote góry – to jednak zapowiedzi Andrzeja Dudy muszą budzić niepokój u każdego, kto choć trochę wie, jak wyglądają finanse państwa.
Prześledźmy najważniejsze propozycje. Duda obiecuje powrót do poprzedniego wieku emerytalnego. Ile to będzie kosztować? Z uzasadnienia ustawy podnoszącej wiek emerytalny wynika, że tylko w latach 2015–2020 (najbliższa kadencja prezydencka) budżet oszczędza z tego tytułu 45 mld zł (w dzisiejszej wartości złotych). Zatem takie pieniądze musiałyby się znaleźć w kasie państwa.