Nowy Jork. Późny wieczór w niewielkiej, ale bardzo sympatycznej restauracyjce w okolicach Soho. Miejsce co prawda dalekie jest od ekskluzywności, ale to też nie fast food. Nastrój siada błyskawicznie, gdy kelnerka wraca z rachunkiem i miłym, choć stanowczym głosem zauważa, że po dwukrotnym sprawdzeniu wyszło jej, iż napiwek jest za niski. W związku z tym chciałaby wiedzieć, co nam się nie podobało.
Przy stole czworo Polaków – dwoje mieszkających na stałe w USA i turyści. Ci z Nowego Jorku od razu zaczynają kelnerkę przepraszać, że to nieporozumienie. Zaraz brakującą kwotę uzupełnimy. Przyjezdni z Europy się awanturują – jakim niby prawem ktoś nam będzie mówił, ile mamy dać napiwku, który jest przecież dobrowolny. Naszym zdaniem 10 proc. to wystarczająca kwota, bo rachunek był spory.
– W USA napiwek jest jak lokalny podatek. Płaci się go zawsze, nawet gdy jedzenie nie smakuje – tłumaczy już po wszystkim Piotr, pracujący dla jednego z amerykańskich koncernów finansowych. Sam widywał wielokrotnie, jak obsługa zwymyślała gości, zazwyczaj turystów nieświadomych panujących zwyczajów, za zbyt mały napiwek lub – o zgrozo! – jego zupełny brak. Kelnerzy potrafią nawet wybiec za gośćmi na ulicę i wrzeszczeć. – Raz kelner ze schodzącej zmiany wziął już napiwek, a chwilę później przyszedł kolejny z nowej i zapytał, dlaczego nic nie zostawiamy. Musieliśmy dać drugi raz – wspomina Marcin od lat mieszkający w Los Angeles.
Taka dbałość o samopoczucie obsługi jest zastanawiająca zwłaszcza w miastach, w których jest tyle restauracji, że nawet gdyby codziennie chodzić do innej, to odwiedzenie wszystkich zajęłoby kilka lat. Po co zatem ulegać terrorowi wręczania napiwków, które wymuszają taksówkarze czy pracownicy wszelkich branż usługowych? Rękę po gotówkę nadstawił nawet pracownik linii autobusowej obsługującej połączenia z centrum Nowego Jorku z miejskimi lotniskami, mimo że jego rola sprowadza się do wyjęcia walizki z bagażnika. Na wyjaśnienie, iż niestety wracamy do Europy i nie mamy już gotówki, zareagował taką miną, jakby miał ochotę na nas splunąć. Amerykanin pewnie pobiegłby do bankomatu, aby go nie urazić. Nasi znajomi śmieją się, że umiejętność błyskawicznego wyliczania napiwków opanowuje się zaraz po przeprowadzce do USA. Sprawa ma bowiem znaczenie zasadnicze.
Amerykańską obsesję doskonale pokazuje epizod z kultowego serialu „Przyjaciele" – dla pokolenia obecnych 30-latków wyroczni, jeśli chodzi o styl życia w USA. W jednym z odcinków para bohaterów, Ross i Rachel, wybiera się wraz z ojcem dziewczyny na uroczystą kolację, która miała poprawić wzajemne stosunki, zwłaszcza między mocno skonfliktowanymi panami. Po posiłku, gdy senior odchodzi na chwilę, aby przywitać się ze znajomymi, Ross zauważa, iż napiwek wynosi ledwie kilka procent wartości rachunku. – Ja zostawiam większy, gdy naplują mi do zupy – komentuje, kładąc na stół dodatkowy banknot.
Japończycy nie chcą jałmużny
Napiwki zostały wymyślone po to, aby poprawić dochody kiepsko wynagradzanych pracowników branży usługowej, z kelnerami na czele. Pierwsze informacje o tych obyczajach sięgają XIX wieku, choć na dobre upowszechniły się one dopiero w ostatnich kilku dekadach.
Napiwki trzeba rozpatrywać zarówno na płaszczyźnie kulturowej, jak i psychologicznej. Działa tu mechanizm odwdzięczenia się za miłe podejście czy zwrócenie uwagi przez kelnera na nasze samopoczucie – mówi Leszek Mellibruda, psycholog biznesu. Zastrzega jednak, że wszystkie sztuczki trzeba stosować z umiarem, ponieważ klienci są wyczuleni na każdą sztuczność, a zabiegi mające podnieść kwotę napiwku mogą przynieść efekt odwrotny do zamierzonego i go pozbawić. – Z badań wynika, że dwukrotne nawiązanie kontaktu wzrokowego przez kelnera znacząco podnosi szanse na uzyskanie wyższego napiwku. Proste pytanie, czy smakowało, podświadomie skłania klienta do podwyższenia napiwku, a nie ograniczenia się do zaokrąglenia kwoty rachunku – tłumaczy Leszek Mellibruda.
Z tym że nie zawsze to działa. Wiele zależy od tradycji kraju. Generalizując, można stwierdzić, że Azja tego obyczaju nie zna i poznać raczej nie chce. Tam w restauracji można wręcz urazić kogoś samym zaokrągleniem kwoty rachunku.