Paweł Kukiz czyli rokosz w XXI wieku

Na czym polega fenomen antysystemowości ruchu muzyka.

Aktualizacja: 24.06.2015 11:16 Publikacja: 23.06.2015 21:00

Ruch Pawła Kukiza, tak jak rokosze w I RP, relatywizuje wszystkie polityczne i ideowe podziały, któr

Ruch Pawła Kukiza, tak jak rokosze w I RP, relatywizuje wszystkie polityczne i ideowe podziały, którymi żyje centrum

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

W mediach coraz więcej pytań dotyczących ruchu Pawła Kukiza. Dziennikarze zastanawiają się, kim jest człowiek, który ma szansę wywrócić polską politykę, dokąd zmierza ruch, któremu przewodzi, co zrobi, kiedy dojdzie do władzy, jaki ma program i jakie siły społeczne realnie reprezentuje.

Pytania piętrzą się wraz z rosnącymi notowaniami poparcia i słychać w nich ton albo lekceważenia, albo irytacji, nadziei, albo lęku.

Mentalna niepartia

Kukiz i jego ruch skupiają na sobie uwagę, ale także wielu komentatorów okazuje się wobec niego bezradnymi. To zrozumiałe. Kukiz zapowiedział, że po zwycięstwie wyborczym przepędzi cały polityczny establishment i odzyska państwo dla obywateli, a poparcie powyżej 20 proc. daje mu dziś, cztery miesiące przed wyborami, drugą, czasami nawet pierwszą pozycję na polskiej scenie politycznej.

Kukiz jest w końcu osobą, która sprawiła, że ostatnia kampania prezydencka, zapowiadająca się z początku jako jedna z najnudniejszych w dziejach III RP, skończyła się przełomem. Ciekawiej sprawa przedstawia się z ową bezradnością.

Komentatorzy najczęściej nie mają języka, by opisać fenomen pragnienia zmiany, które za sprawą Kukiza gwałtownie opanowało tak wielu Polaków. Charakter jego przywództwa tak bardzo kontrastuje z tym, do czego przyzwyczaili nas politycy w ostatniej dekadzie.

W kontekście niezrozumienia głównego postulatu ruchu, JOW-ów, namiętne poparcie społeczne jest po prostu niewytłumaczalne. Deklaracje antypartyjności budzą podejrzenia, nieufność lub drwiny.

Media mają problem z ruchem Kukiza, dlatego że reprezentuje on ten typ polityki w Polsce oraz kultury politycznej, który miał się definitywnie skończyć przynajmniej dziesięć lat temu, wraz z powstaniem obecnego systemu partyjnego.

Kukizowcy nie są partią nie tylko w sensie organizacyjnym, nie są nią mentalnie. Przypominają typ politycznego zaangażowania o mobilizacyjnym, oddolnym charakterze, który był jeszcze dobrze znany w latach 90. XX wieku, ale który wraz z upadkiem AWS uznano za ostateczny przeżytek. Dziś znów się odradza w zupełnie nowej postaci i dość niespodziewanie.

Komentatorzy i eksperci za sprawą ostatniej dekady są zakotwiczeni w zupełnie innym świecie, w świecie dwóch głównych zwalczających się partii oraz kilku pomniejszych, które stabilizują układ po bokach. Te partie, kadrowe, karne, z liderem w roli politycznego generała, finansowane z budżetu, stanowią kościec systemu politycznego, nadają państwu formę, tworzą główne publiczne narracje oraz podziały, którymi żywią się media oraz twarde partyjne elektoraty. Otoczone wianuszkiem personalnych interesów, firm piarowskich, domów medialnych, ekspertów, spin doktorów, ośrodków badań opinii, redakcji, biznesmenów, grup formalnych i nieformalnych nadają już od przeszło dekady główne ramy życiu politycznemu w polskim państwie – stabilizują je, racjonalizują, czynią przewidywalnym, ale też – co nie mniej ważne – wyjaławiają i alienują.

Z tej perspektywy kukizowcy są jak ludzie z innego świata, który uznano niesłusznie za całkowicie wymarły.

Ruch Kukiza to także ogromny problem dla lewicy, szczególnie tej, która na kwestiach obyczajowych oraz społecznych chciała się ukształtować na zgliszczach SLD. Właściwie chciałoby się im nawet współczuć, skoro już po raz drugi w krótkim czasie ktoś inny „kradnie" im ich upragnioną społeczna rewolucję.

W 2010 r. zrobił to Palikot. Teraz robi to Kukiz. Wtedy był to krótkotrwały projekt polityczny, który miał zamieszać na scenie partyjnej. Ruch Kukiza to coś znacznie poważniejszego. Pozbawiona swej społecznej i obyczajowej rewolucji polska lewica kulturowa, skupiona wokół Krytyki Politycznej, „Gazety Wyborczej" czy TOK FM, staje się dzisiaj bezradna z całym instrumentarium dziwacznych, wypracowanych pojęć, które miały jej służyć do opisu nowej rzeczywistości, i dalej nic nie rozumie.

Patrzy ze zgrozą na Kukiza i mówi coś bez sensu o jakimś prekariacie. Chce opisać polską rzeczywistość bez Polski, zapożycza z Zachodu pojęcia, tak jak ten nieszczęsny prekariat, którym Guy Standing chciał opisywać zjawiska społeczne okresu późnego kapitalizmu, staje się niewolnikiem tych pojęć, a potem się dziwi, że rzeczywistość jest zupełnie inna.

Po postpolityce

Ruch Kukiza reprezentuje zupełnie inny typ polityczności niż ta, którą w ostatniej dekadzie stworzyły w Polsce partie polityczne, za publiczne pieniądze doskonalące się w posługiwaniu się postpolityką w celu wygrywania wyborów.

Tym bardziej nie ma nic wspólnego z zapożyczonymi przez lewicę teoriami zmian społecznych jako efektu późnokapitalistycznych przemian, bo Polska nie znajduje się w fazie żadnego późnego kapitalizmu.

Z drugiej strony ruch Kukiza nie jest jednak niczym nowym. Pewne zachowania polityczne są dla danej kultury politycznej zjawiskiem stałym. Ze spotkań zwolenników ruchu często przebija atmosfera przypominająca szlachecki sejmik, a jeśli już szukać jakiejś formuły pozwalającej opisać i zrozumieć logikę oddolnych ruchów protestu, buntu, nieposłuszeństwa, to zdaje się, że ruch Kukiza jest nowoczesnym wcieleniem typowego rokoszu.

Dla mniej obeznanych w historii przypomnę: rokosz oznaczał konfederację lub zbrojne powstanie szlachty przeciwko centralnej władzy króla. Często był wyrazem anarchistycznych dążeń lokalnej szlachty broniącej swych – indywidualnych lub grupowych – interesów przed władzą centralną lub ambicjami bardziej nieposkromionych lokalnych liderów.

Ale nie zawsze chodziło tylko o lokalny egoizm czy anarchizujący brak posłuszeństwa, tak chętnie wytykany później szlachcie jako wyraz jej „warcholstwa". Rokosz był także zjawiskiem ustrojowym, czerpał swoje uzasadnienie z poczucia obywatelskiej wolności oraz sprzeciwu wobec niesprawiedliwego charakteru każdej władzy na poziomie centralnym, która dąży do tyranii. Skądinąd to ten właśnie rys polskiej polityczności przywołany z czasów I Rzeczypospolitej czyni ją tak podobną do żywej kultury politycznej Stanów Zjednoczonych.

Pod jednym sztandarem

Kukiz i jego ruch są typowymi polskimi rokoszanami, którzy zbuntowali się przeciwko centralnej władzy partii funkcjonujących na szczeblu krajowym. Z tej perspektywy ich program jest absolutnie spójny i oczywisty, nawet jeśli z poziomu Warszawy będzie wydawać się niezborny czy niezrozumiały.

Jak w każdym rokoszu liczy się bunt Polski lokalnej przeciwko wyalienowanemu, tyrańskiemu centrum. Wszystko, co jemu sprzyja, może zostać wzięte na pokład, może być uznane za sojusznika.

Podziały pracowicie kreowane przez aparaty partyjne i media na poziomie polityki krajowej – na PiS i PO, na modernistów i zaścianek, na lewicę i prawicę, na nacjonalistów i Europejczyków, na zwolenników in vitro i obrońców życia – nie mają tutaj znaczenia.

Rokosz charakteryzuje się tym, że odrzuca, relatywizuje wszystkie polityczne i ideowe podziały, którymi żyje centrum i dzięki którym zarządza krajem. Dlatego tutaj mogą się znaleźć i Guział, Bosak, Wipler, i profesorowie z Centrum Adama Smitha, rozczarowani Dudkiewiczem, samorządowcy z długim stażem, zwolennicy homeschoolingu i przeciwnicy wysyłania sześciolatków do szkół. Łączy ich przekonanie, że polityka centralna stała się tyrańska, chce decydować o wszystkim, nie dając żadnego wpływu, i dlatego trzeba ją znieść.

W tym zawierają się antysystemowość ruchu Kukiza oraz sens jego ustrojowych rozwiązań. Bez tego nie zrozumiemy wręcz nabożnego stosunku do JOW-ów. Z punktu widzenia głównego celu rokoszan jednomandatowe okręgi są po prostu jedynym sensownym rozwiązaniem pozwalającym ustanowić instytucję tzw. związanego mandatu.

W tym wypadku wybrany w wyborach poseł nie jest człowiekiem wykonującym swoją władzę w odpowiedzialności przed własnym sumieniem, co zresztą w praktyce obecnych kadrowych partii oraz ich liderów generałów jest i tak fikcją, jeśli nie ma się skończyć wykluczeniem. Poseł ma nie być także bezwolnym instrumentem polityki partyjnego wodza czy partyjnego aparatu. Ma być przedstawicielem lokalnych społeczności, które go wybrały, a to oznacza, że jego mandat musi zostać związany.

Tą drogą zwolennicy JOW-ów, kukizowcy chcą uzyskać realny wpływ na centralną politykę partyjną, co w istocie oznaczałoby zmianę dotychczasowej praktyki ustroju politycznego w Polsce. Za wiarą w JOW-y stoi chęć odzyskania przez rokoszan wpływu poprzez politykę lokalnych społeczności na politykę centralnych partii krajowych, która postrzegana jest jako „tyrańska", wyalienowana, zamknięta.

Tajemnica buntu

Ten bunt przeciwko paternalizmowi centrum przyciąga do siebie wszystkie postulaty, które interesują praktycznie lokalne społeczności.

Dlatego rokoszanie będą tak wiele mówić o konieczności zredukowania i zracjonalizowania administracji państwowej, o dostosowaniu sądownictwa do potrzeb konkretnych ludzi, deregulacji w zakresie prawodawstwa państwa, o konieczności bezpośredniego uczestniczenia struktur lokalnych w systemie podatkowym, o odpowiedzialności społeczności lokalnych przynajmniej za edukację podstawową oraz za podstawowe formy bezpieczeństwa publicznego. I dokładnie z tych samych powodów nie ma sensu pytanie ich, co sądzą o polskiej polityce zagranicznej, o polskim wojsku czy krajowym bezpieczeństwie energetycznym, bo ich to po prostu nie interesuje.

Trudno doprawdy sensownie przewidywać dzisiaj, jak długo może się utrzymać mobilizacyjna polityka w wydaniu ruchu Kukiza, opartego na pospolitym ruszeniu. Nie wiadomo, czy będzie zdolna do rządzenia w koalicji z inną partią. Ponadto ruch Kukiza wyraził postulaty o charakterze ustrojowym, które mają szerokie poparcie oraz głębokie uzasadnienie. Ich istotą jest przekonanie, że podział władzy między centrum oraz politykę krajową a społeczności lokalne oraz ich liderów jest niesprawiedliwy i musi zostać zmieniony. I to przekonanie także nie zniknie.

Po wyborach okaże się, jak w sytuacji realnej władzy przebiegać będzie współpraca między rokoszanami a partiami centralnymi, przede wszystkim z PiS. Ta współpraca nie będzie łatwa, ale to ona zadecyduje o tym, czy potencjał ustrojowej reformy Polski zostanie skierowany na pożyteczne rozwiązania, czy będzie zmarnowany.

Autor jest filozofem, germanistą, ekspertem w sprawach międzynarodowych, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warszawskiego

W mediach coraz więcej pytań dotyczących ruchu Pawła Kukiza. Dziennikarze zastanawiają się, kim jest człowiek, który ma szansę wywrócić polską politykę, dokąd zmierza ruch, któremu przewodzi, co zrobi, kiedy dojdzie do władzy, jaki ma program i jakie siły społeczne realnie reprezentuje.

Pytania piętrzą się wraz z rosnącymi notowaniami poparcia i słychać w nich ton albo lekceważenia, albo irytacji, nadziei, albo lęku.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Wydarzenia
#RZECZo...: Powiedzieli nam
Wydarzenia
Kalendarium Powstania Warszawskiego