Te liczby przywodzą niepokojące wspomnienia z 1939 r., kiedy Francja i Wielka Brytania nie wypełniły zobowiązań sojuszniczych wobec naszego kraju. Okazuje się bowiem, że aż 53 proc. Francuzów, 58 proc. Niemców, 51 proc. Włochów i 47 proc. Hiszpanów nie chce, aby ich kraj zaangażował się w obronę krajów flanki wschodniej NATO, gdyby te zostały zaatakowane przez Rosję.
Polacy traktują zobowiązania wynikające z art. 5. traktatu waszyngtońskiego zdecydowanie poważniej, bo 48 proc. z nas uważa, że w takim wypadku trzeba wypowiedzieć Moskwie wojnę (34 proc. jest przeciwnego zdania).
Ale to rzecz jasna stanowisko Stanów Zjednoczonych tak naprawdę liczy się w tej sprawie. I choć z perspektywy Stanów Iowa czy Wyoming zagrożenie ze strony Rosji jest nieco abstrakcyjne, to aż 56 proc. Amerykanów nie ma wątpliwości: trzeba wówczas wysłać posiłki za Atlantyk (tylko 37 proc. jest przeciwnego zdania). Proporcja zwolenników wojny z Rosjanami w obronie na przykład państw bałtyckich rośnie nawet do blisko 2/3 w przypadku zwolenników republikanów.
Nic więc dziwnego, że europejscy sojusznicy wierzą, iż w chwili próby to pomoc USA zapewni im bezpieczeństwo. To słynna jazda na gapę: ograniczenie do minimum wydatków na obronę przez kraje starej Europy w przekonaniu, że i tak Amerykanie wszystko załatwią. Mimo całej antyamerykańskiej retoryki 65 proc. Francuzów, 68 proc. Niemców i 70 proc. Hiszpanów jest przekonanych, że USA nie zawiodą.
Polska, jeden z najbardziej proamerykańskich krajów kontynentu, paradoksalnie aż takiego zaufania do Waszyngtonu nie ma. Tylko 49 proc. z nas nie ma wątpliwości, że Amerykanie są gotowi w razie potrzeby „umierać za Gdańsk" (aż 31 proc. jest przeciwnego zdania). To z pewnością efekt bolesnych doświadczeń historycznych. A także położenia geograficznego, które powoduje, że zagrożenie ze strony Rosji przybiera o wiele bardziej realne kształty.